- Richard, cześć – przywitałem się, kiedy tylko przekroczyłem próg planu
i zobaczyłem przyjaciela siedzącego w rogu. On spojrzał na mnie
lekko zdezorientowany z niechęcią odrywając się od scenariusza, leżącego
na kolanach i skinął głową.
- Ross– stwierdził wesoło wyciągając w moją stronę dłoń. Uśmiechnąłem się szeroko, zachęcając, żeby dalej poszedł ze mną.
-
Poczekajcie! – usłyszałem za plecami i zesztywniałem. Po chwili obok
pojawiła się osoba, której nie miałem ochoty oglądać nigdy więcej w
życiu. Uśmiechała się na pozór przyjaźnie, ale znałem ją wystarczająco
długo, żeby przypadkiem nie wyciągnąć pochopnych wniosków. Zdyszana
zatrzymała się obok i zwróciła w moją stronę.
- Co tutaj robisz? –
zapytałem zdenerwowany, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami,
całkowicie mnie ignorując i spoglądając na Richa.
- Lisa – przedstawiła się, wyciągając dłoń w jego stronę. – Jestem przyjaciółką Rossa– dodała, wywołując na mojej twarzy grymas.
- Spóźnimy się – zauważyłem, chcąc jak najszybciej się oddalić, a dziewczyna skinęła głową.
- Racja, chodźmy – posłała Richardowi uśmiech i ruszyła przed siebie.
- Idziesz z nami? – zdziwił się blondyn, a Lisa wywróciła oczami.
- Potrzebowali statystów, a fakt, że znam Rossa nieco mi pomógł…
- Cięcie – rozległ się okrzyk Kevina, a Laura, która właśnie stała przede mną odwróciła wzrok.
-
Hej, poczekaj – rzuciłem szybko, łapiąc ją za ramię, ale nim zdążyła
odpowiedzieć między nas wparowała Lisa, śmiejąc się głośno i odpychając
mnie lekko do tyłu.
- Świetnie ci poszło! – wykrzyknęła. Zacisnąłem
zęby. Złapałem zielonooką za rękę i zaciągnąłem w stronę swojej
garderoby. Z hukiem zatrzasnąłem drzwi i obserwowałem jak niewinny
uśmieszek Lisy przechodzi w złośliwy grymas. Prychnęła i cały czas
świdrując mnie wzrokiem, rozłożyła się na kanapie stojącej w rogu.
Kasztanowe włosy rozsypały się na materiale sofy, tworząc wachlarz
bujnych loków.
- Mogłabyś w końcu z tym skończyć? – warknąłem.
-
Nie wiem o czym mówisz – odparła pospiesznie, oglądając swoje paznokcie.
Od mojego powrotu z Los Angeles minęły dwa tygodnie. Rich zadebiutował w
serialu i został bardzo ciepło przyjęty do obsady. Zapowiadało się, że
na dłużej zagrzeje swoje miejsce. Ale w ciągu tych dwóch tygodni Lisa
nie odpuściła. Chodziła za mną, próbując zniszczyć wszystko, co starałem
się osiągnąć. Była nawet na tyle miła, żeby przynieść mi niezliczone
ilości ofert mieszkaniowych, robiąc to wszystko przy Laurze, która na
początku na wieść o mojej wyprowadzce zaniemówiła, a potem stwierdziła,
że oczywiście nie ma nic przeciwko, bo przecież w końcu to nie koniec
świata, jeśli i tak codziennie będziemy się widzieć. Co nie zmieniało
faktu, że byłem wściekły. Miałem się wyprowadzić dokładnie dzisiaj. Lisa
była z siebie dumna. Czekała na to od wielu dni. Teraz Laura miała
zostać w mieszkaniu tylko i wyłącznie z Raini. Przez cały ten czas,
miałem ochotę rozszarpać Woodland na strzępy. Popsuła mi relacje zszatynką . Dziewczyna przestała próbować ze mną porozmawiać, bo za każdym
razem ze wszystko wtrącała się Lisa. Kiedy jeszcze nie była statystką i
tak spędzała większość swojego czasu na planie. Pilnując mnie. W końcu Marano nieco zmarkotniała i darowała sobie. Zaczęła mnie unikać i tak
było aż do teraz.
- Naprawdę upadłaś na tyle nisko, żeby nawet nie
przyznać się do swojej zawziętości? – syknąłem ze złością, a Lisa znowu
uśmiechnęła się w ten specyficzny sposób.
- Widzę, że ci się podoba.
-
Zerwałem z Maią, okey. Ale gdyby chciała się mścić, mogłaby to zrobić
sama, a nie przysyłać ciebie – jęknąłem przeciągle, a dziewczyna
westchnęła, wstając i podchodząc do mnie na niebezpiecznie bliską
odległość.
- Ona wcale mnie nie przysłała. Nie miałaby na tyle
odwagi. Sama wiem, co robię – zachichotała i nim zdążyłem zareagować
wpiła się w moje wargi, jakby przewidując, że Laura jest tuż za drzwiami i
zaraz ma zamiar je otworzyć. Do jasnej cholery, dlaczego miała rację?
Dlaczego panna Marano musiała wejść do mojej garderoby akurat wtedy,
kiedy Lisa znowu próbowała swoich sztuczek? Odepchnąłem od siebie
rudowłosą i spojrzałem na Laurę, której brwi były lekko uniesione, a
wyraz twarzy zdezorientowany.
- Nie chciałam przeszkadzać – szepnęła
i wyszła. Nie, ona wybiegła. Po prostu pędem opuściła pomieszczenie.
Miałem ochotę wyrzucić Lisę za okno, a bezsilność, którą poczułem była
nie do zniesienia.
- Wynoś się – warknąłem, a Lisa, tym razem, posłusznie opuściła pokój.
Wpadłam do swojej garderoby, chyba będąc jeszcze w szoku. Sama nie
byłam pewna co czuję. Zażenowanie czy zazdrość? Lisa wydawała mi się
miła, cóż, od początku była dla mnie bardzo uprzejma, więc może stąd to
wrażenie, ale z drugiej strony było coś, co ukrywała. Nie miałam pojęcia
co na to Ross. Przez moment przyszło mi do głowy, że jej nie lubi, ale
spędzał z nią naprawdę dużo czasu, no i dzisiejsza sytuacja… A do tego
to nikt inny jak Lisa, przyniosła mu ogłoszenia o mieszkaniach. Może
chciała zamieszkać z nim? Potrząsnęłam głową. Nie powinno mnie to
obchodzić. Może i Lynch był moim przyjacielem, ale to nie
znaczyło, że mam się mieszać w jego życie prywatne. Ono było jego. To
nie był mój interes. Westchnęłam ciężko i zdjęłam cienki sweterek, który
miałam na sobie. Otworzyłam szafę na oścież i krzyknęłam. Nie, wydarłam
się wniebogłosy, kiedy ze środka wyskoczył Richard w czerwonej czapce z
daszkiem i kijem baseballowym w prawej dłoni. Dyszałam ciężko,
przestraszona do granic możliwości i byłam niemal pewna, że moje serce
zaraz wyskoczy z klatki piersiowej.
- Oszalałeś?! – krzyknęłam,
przykładając rękę do czoła i próbując się uspokoić. Matt zaśmiał się
głośno, wymachując kijem w prawo i w lewo. – Skąd to wziąłeś?
-
Włamałem się do pokoju rekwizytorów – stwierdził z dumą, a ja uniosłam
jedną brew. – No dobra, był otwarty – poprawił się, nieco zawiedziony
tym, że go przejrzałam.
- I doszedłeś do wniosku, że musisz
koniecznie pokazać mi to, co znalazłeś, przy okazji czekając na mnie w
szafie? – zapytałam z niedowierzaniem, ale chłopak zaśmiał się
dźwięcznie.
- To chyba bardziej oryginalnie niż szkielet, który
obecnie grzeje miejsce w garderobie Raini. Jestem ciekawy, co powie,
kiedy już go znajdzie – wyszczerzył się bezczelnie, a ja jako, że emocje
nieco opadły, wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Jesteś
nieobliczalny – skomentowałam po dłuższej chwili, ocierając łzy
rozbawienia. Rich wzruszył ramionami, biorąc do ręki różową kredę i
rysując na tablicy, wiszącej po przeciwnej stronie, patyczaka, a potem
doprawiając mu rogi. Zaśmiałam się cicho, przymykając oczy i odwiesiłam
sweter na jego miejsce. – Zdajesz sobie sprawę, że się zemszczę?
-
Nie zapowiadaj – prychnął. – Ross opowiadał, że jemu powiedziałaś tak
samo i nic z tego nie wyszło. Nie jesteś godną przeciwniczką. Nie umiesz
robić takich dowcipów jak ja – wymierzył w moją stronę drewniany kij i
zamachnął się kilka razy, o mało nie zwalając z mojego biurka kilku
flakoników perfum.
- Żebyś się nie zdziwił – mruknęłam, pochmurniejąc na wspomnienie Lyncha.
-
Bedę cierpliwy – odparł z uśmiechem i po prostu wyszedł. Ten człowiek
był niesamowity. Nawet w moich najśmielszych marzeniach, nie
oczekiwałam, że praca będzie aż tak emocjonująca, zabawna i wyczerpująca
jednocześnie. Westchnęłam, spoglądając na zegarek. Byłam umówiona z Calumem na lunch za dwadzieścia minut. Szybko wstałam z fotela i
przetrząsnęłam szafki w poszukiwaniu czegoś cieplejszego na zmianę.
- Spóźniłaś się – stwierdziłem, unosząc wzrok znad menu. Laura uśmiechnęła się przepraszająco, odplątując chustkę, którą miała na szyi.
– Nie rozbieraj się – rzuciłem pospiesznie, wstając i rzucając na stół
banknot, który z pewnością pokrywał koszty wody mineralnej, którą
wcześniej zamówiłem.
- Nie będziemy jeść? – zdziwiła się, ale teraz to ja odpowiedziałem uśmiechem.
-
Oczywiście, że będziemy. Ale nie tu – poinformowałem, zakładając kurtkę
i ciągnąc brunetkę za sobą. Przemierzyliśmy kilka najbliższych ulic w
całkowitym milczeniu.
- Richard o mało nie przyprawił mnie dziś o zawał
– stwierdziła nagle, a ja spojrzałem na nią pytająco. – Schował się w
mojej szafie z kijem baseballowym – dodała, przewracając oczami.
Zaśmiałem się głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Wiedziałem, że on nie jest do końca normalny, ale żeby aż tak?
- Ciekawe co powie jutro Raini, bo z tego co widziałam, w jej garderobie zostawił szkielet w kostiumie baletnicy.
- Skąd wiesz? – spytałem nadal się śmiejąc.
-
Sprawdziłam i ostrzegłam ją, żeby uważała – odparła, a ja skręciłem w
lewo, otwierając drzwi pobliskiej restauracji. Laura weszła do środka
niepewnie rozglądając się po wnętrzu. Przeważały tu delikatne, pastelowe
kolory. Ogólnie cała knajpka była bardzo przyjemna. Zza ciemnej lady
wychyliła się młoda blondynka, która widząc mnie, uśmiechnęła się lekko.
- To co zawsze razy dwa, poproszę – zamówiłem, zajmując stolik w rogu.
- Często tu bywasz? – zapytała szatynka z ciekawością w głosie, a ja jedynie wzruszyłem ramionami.
-
Od czasu do czasu – odpowiedziałem, bawiąc się serwetkami stojącymi
niedaleko. Reszta rozmowy dotyczyła nieco bezpieczniejszych dla
dziewczyny tematów. Rozmawiała ze mną o pogodzie, pytała się co u Torrey
i domagała, żebym wreszcie ją tu ściągnął. Nie schodziła na temat Rossa,
a mnie bardzo interesowało dlaczego. Miałem o to zapytać, ale właśnie
wtedy szczupła blondynka pojawiła się obok nas i postawiła na stole dwa
talerze. Nina przyjrzała się bliżej potrawie i zmarszczyła nos.
- Co to jest? – zapytała niepewnie. Uśmiechnąłem się nieco rozbawiony, chwytając za sztućce i biorąc kęs.
-
Pierogi* – wyjaśniłem, zachęcając, żeby spróbowała. Niepewnie odkroiła
kawałek, po czym wsadziła go do ust. Nadal się wahała, ale kiedy w końcu
przełknęła, jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Smakują mi.
Prawie wszystkie kartony znalazły się już w bagażniku. Westchnąłem,
uświadamiając sobie, że dopiero niedawno Laura pomagała mi wszystko
rozpakować. Teraz nie przyszła, żeby pomóc. Może była złą, że się
wyprowadzam? Albo smutna? Otrząsnąłem się, próbując odgonić chęci
sprawdzenia gdzie teraz jest i co robi. Miała swoje życie prywatne, a ja
nie byłem jego częścią. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Poza imprezami,
wywiadami i pracą, powinniśmy ograniczyć kontaktu do minimum.
Przynajmniej póki Lisa była w pobliżu. Już miałem zająć miejsce kierowcy
i odjechać, kiedy dobiegł mnie znajomy śmiech. Odwróciłem się i moim
oczom ukazała się Laura, idąca ramię w ramię z Calumem. Skrzywiłem się w
duchu i poczułem się po prostu dziwnie. Miałem ochotę zacisnąć zęby, a
wdech przychodził mi z trudem. Czyżbym był zazdrosny? Nie mogłem być
zazdrosny, przecież to Calum. Przyjaźnili się i póki co, wychodziło na
to, że jest z nim bliżej niż ze mną.
- Cześć – rzuciłem, przerywając
ich żarty i zwracając na siebie uwagę. Laura jakby posmutniała, kiedy
spojrzała na załadowany samochód i podeszła bliżej. Na tyle blisko, żeby
owiał mnie jej słodki zapach. Mój wzrok zjechał na jej usta. Chciałem,
żeby poprosiła, żebym został. Ale brunetka tylko szepnęła z powagą:
- Kluczyki.
Zamrugałem
kilkakrotnie, lekko zdziwiony i posłusznie wyjąłem z kieszeni pęk
kluczy. Marano szybko je zabrała i ruszyła w stronę mieszkania. Calum posłał mi uśmiech, pomachał i podążył jej śladem. Przełknąłem ślinę. Czy
między nimi coś się działo? Może coś przeoczyłem? No i w takim razie co
z Torrey? W mojej głowie zrodziła się cicha chęć dowiedzenia jak
najwięcej to możliwe. Więc z takim zamiarem wsiadłem do auta i ruszyłem w
stronę wyjazdu z parkingu.
*Ustalmy. Calum ma rodzinę w PL oki? Dlatego zna pierogi xD
~~
No to następny rozdział jest ;) Mam nadzieję, że się podobał ;p
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Miśkaa^.^
Głupia Lisa
OdpowiedzUsuń