wtorek, 16 września 2014

Rozdział 10


Czytasz=Komentujesz=Motywujesz :)

Wkradłam się do garderoby Richarda, wcześniej starając się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Jednak kiedy zamknęłam za sobą drzwi, zesztywniałam. W życiu nie spodziewałabym się, że facet z takim poczuciem humoru, może mieć równie dobry gust. Ściany były beżowe, a niemal wszystkie szafki i dwie kanapy stojące na środku czarne. Nie licząc ogromnego bałaganu i kilku porozrzucanych po podłodze koszulek, było tu całkiem miło. Powędrowałam w stronę biurka i po drodze o mało nie krzyknęłam, spostrzegając, że szkielet w kostiumie baletnicy, aktualnie znajduje się w tym samym pomieszczeniu co ja i uśmiecha się w charakterystyczny dla szkieletów sposób. Zaśmiałam się cicho i ruszyłam w dalszą drogę. Usiadłam na obrotowym krześle i zaczęłam przeglądać szuflady. Natknęłam się na wiele niepokojących rzeczy. Richard miał imponującą liczbę ołówków. Różnokolorowe i różnej długości walały się po szafkach czekając aż ktoś wreszcie ich użyje. Znalazłam też kilka zdjęć pogodynek telewizyjnych, które miały podoklejane rogi albo dorysowane wąsy. Ciekawym odkryciem był również jeden ze scenariuszy z całkowicie przerobioną treścią. W tej wersji to Jimmy* i jego pies byli głównymi bohaterami, a reszta spełniała tylko niewielką rolę w całej historii. Zwierze oczywiście umiało mówić i miało przydzielone lepsze teksty od nawet od Rossa. Zaintrygowana przeczytałam kilka stron i dosłownie ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Pies wabił się Szarlotka i miał pretensje do Jimmiego za to imię, tym bardziej, że jak cały czas podkreślał, nienawidził jabłek. Chciałam przeczytać więcej niż tylko kilka stron, ale kiedy spojrzałam na zegarek zamarłam. Rich zaraz kończył swoje sceny i wyruszał na przerwę, a ja nadal nie znalazłam tego, czego szukałam. Szybko powkładałam wszystko na swoje miejsce i otworzyłam szafę chłopaka. Przeszukałam kieszenie kilku koszul i kurtek, aż wreszcie natknęłam się na telefon. Z diabolicznym uśmiechem wyleciałam z garderoby, chcąc jak najszybciej znaleźć się u siebie. Opadłam na kanapę, szybko rozpracowując urządzenie i wchodząc na twittera, z którego jak przypuszczałam wcale się nie wylogował.

„Nie mogę się doczekać nagrywania swojej następnej sceny z Laurą Marano. Jest niesamowita.”

Zachichotałam dodając post na jego profilu. Przez następne kilka minut leżałam dumając co jeszcze mogłabym napisać, żeby należycie zemścić się za sytuację z szafą. Uśmiechnęłam się, kiedy wreszcie przyszło mi do głowy coś godnego uwagi i co najlepsze mogłam się jednocześnie zemścić na Rossie, za to jak kiedyś przestawił mi samochód. Wtedy zostałby już tylko Calum, ale i na niego znajdę jakiś haczyk.

„Później mam też scenę z Rossem Lynchem. Zawsze cudownie mi się pracuje z Laurą Marano, ale Ross Lynch to spełnienie marzeń.”

Zadowolona miałam odłożyć telefon na biurko, ale niespodziewanie wpadłam na coś jeszcze.

„Nasza trójka.. Trzech muszkieterów.. W triumfalnej potyczce.”

Ledwie skończyłam pisać, a do garderoby wpadł Richard ze złością wskazując na mnie.
- Ty mała paskudo – syknął, podchodząc i próbując zabrać mi telefon, ale szybko zeskoczyłam z sofy i wybiegłam na korytarz, uciekając jak najszybciej mogłam, śmiejąc się i starając ignorować zdziwione spojrzenia mijanych przeze mnie ludzi. Niestety, kiedy odwróciłam się za siebie, nadal biegnąc naprzód, trafiłam prosto w ramiona tego, przed kim próbowałam uciec. Czym prędzej wyrwał mi urządzenie z rąk, pokazując język i cofając się kilka kroków. Zaśmiałam się, a Rich ukazał zęby w uśmiechu wyjmując z kieszeni jeansów czarną Nokię. Moją Nokię. Automatycznie przestałam się śmiać, niemal rzucając na niego i starając się odebrać swoją własność. Wskoczyłam mu nawet na plecy, złapałam za nogę i nie pozwoliłam odejść, ale i tak nic z tego nie wyszło. Zirytowana ciągłymi próbami, skorzystałam wreszcie z chwili jego nieuwagi, kiedy ktoś go zawołał z końca korytarza, i wyrwałam oba telefony, znowu rzucając się biegiem przed siebie. Ukryłam się w damskiej toalecie, dysząc ciężko i opierając o umywalkę.
- Gdziekolwiek jesteś, panno Marano, zemsta będzie zimna jak lód. Obedrę cię ze skóry – usłyszałam nawoływanie z korytarza i powstrzymałam chichot.

- Co ty robisz, Ritch? – zapytałem, kiedy chłopak przykucnął za jednym z filarów i kazał mi być cicho. Znajdowaliśmy się na planie centrum handlowego dopiero od kilku minut, a Whiten odchodził od zmysłów, zaglądał po każdym kącie i co chwila unosił głowę, rozglądając się po wnętrzu.
- Przypomina surykatkę – szepnął Calum, ale na tyle głośno, że Richard na pewno też to usłyszał. Zaśmiałem się. Filmowy Jimmy wyjął z kieszeni iPada i wystukał coś na klawiaturze, po czym wrócił do czajenia się na kogoś bliżej nieokreślonego. Calum uśmiechnął się promiennie, wyciągnął swój telefon i szybko zrobił mu zdjęcie, ale chłopaka nie ruszyło nawet to.
- Musi tu przyjść – mruczał pod nosem, całkowicie nieobecny.
Po dłuższej chwili na plan wkroczyła Laura, zachowując się równie dziwnie. Też rozglądała się na boki, a kiedy wreszcie nas zobaczyła, uśmiechnęła się i ruszyła w naszą stronę. Ale zanim zdołała dokończyć spacer, Richard wyskoczył na nią, przypierając do ściany. Uniosłem brwi, podchodząc bliżej i odruchowo chcąc go odciągnąć, ale sam szybko odsunął się od dziewczyny, ściskając w ręku telefon.
- Tylko poczekaj, mała paskudo, wrócę z odwetem – powiedział oficjalnym tonem, wycofując się z pola naszego widzenia. Spojrzałem pytająco na szatynkę, a ona tylko wybuchnęła śmiechem.
- Masz go Calum? – spytała, kiedy już zdołała się uspokoić, a rudzielec skinął głową. Pokazał Laurze wcześniej wykonane zdjęcie, a ona skomentowała je kolejną porcją wesołego chichotu.
- Rich schował się w jej szafie, więc zabranie telefonu było zemstą – wyjaśnił po krotce Calum, a ja skinąłem głową. Miałem zamiar jeszcze coś wtrącić, ale nagle ktoś szarpnął mnie za ramię, odciągając od przyjaciół.
- Kupiłam nam bilety do kina – stwierdziła Lisa obojętnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nigdzie nie idę – rzuciłem szybko, wyrywając się jej.
- Oj, daj spokój – westchnęła. – Muszę cię mieć na oku, a odkąd zaszyłeś się w swoim nowym mieszkaniu, ani razu nie zdołałam tam wejść.
- Taki był mój zamiar, kiedy pozakładałem bardzo skomplikowane systemy alarmowe – odparłem z triumfalnym uśmiechem. Dziewczyna przewróciła oczami, wachlując się dwoma białymi bloczkami i unosząc wyczekująco brwi. Nagle przyszedł mi do głowy genialny pomysł, więc udałem że jest to dla mnie wielkie poświęcenie i odparłem:
- Pójdę z tobą, pod warunkiem, ze dasz mi spokój przynajmniej do końca tygodnia – mruknąłem, mrużąc oczy, a teraz to Lisa z kolei postanowiła poudawać i z entuzjazmem pokiwała głową.
- Więc do wieczora.
- Richard– syknąłem, odciągając chłopaka na bok i starając się mówić jak najciszej, jako że Laura i Calum kręcili swoje sceny tuż przed moim nosem. – Potrzebuję pomocy.
- Słucham – odpowiedział krótko.
- Musisz iść na randkę z Lisą, a jako że słyszałem o twoich genialnych dowcipach, doszedłem do wniosku, że mógłbyś jej coś zademonstrować. Skoro obje jej nie lubimy i chcemy, żeby jak najszybciej wyjechała – zasugerowałem, a Rich posłał mi szeroki uśmiech.
- Przynajmniej nie będę się nudzić – mruknął.

Jako pierwsza opuściłam studio, biegnąc do samochodu i szybko wskakując na miejsce kierowcy. Byłam już spóźniona na spotkanie z jakaś dziennikarką. Niestety umówiłam się z nią w środku miasta, więc nie było szans, żebym dotarła tam bez utrudnień. Szybko utknęłam w korku na jednej z głównych ulic. Westchnęłam głęboko, bębniąc palcami o posadzkę i nucąc pod nosem melodię piosenki, wydobywającej się z głośników. Wreszcie ruszyłam i błyskawicznie znalazłam się pod niewielkim oszklonym budynkiem. Nim się obejrzałam znajdowałam się na najwyższym piętrze i witałam z jakaś uśmiechniętą od ucha do ucha brunetką.
- Michelle Sparks – przedstawiła się, wskazując mi fotel. Usiadłam na nim, upijając kilka łyków wody, stającej na stole. Michelle wyjęła dyktafon i włączyła go, pytając mnie wcześniej czy jestem gotowa.
- Może zaczniemy od mody – stwierdziła, zerkając na ściągawkę w notesie. – Jakimi modowymi zasadami kierujesz się w życiu?
- Komfortem – stwierdziłam odruchowo. – Jeśli czuję się komfortowo, jestem pewna siebie. Za każdym razem, kiedy nie stosowałam się do tej zasady, musiałam za to słono zapłacić.
- Jaki jest twój ulubiony typ wyjściowych sukienek?
- Zazwyczaj lubię nosić śmiałe kolory. Nie zrozum mnie źle, lubię małą czarną. Jednak w dziewięciu przypadkach na dziesięć, wybiorę jasny kolor.
- A co do twojej pracy. Jak wygląda sytuacja na planie. Może jakieś pikantne szczegóły co do któregoś członka obsady? – zasugerowała, a ja zamyśliłam się na chwilę. Nigdy nie ufałam mediom, ale Michelle sprawiała wrażenie osoby uwielbiającej skandale, więc wiedziona intuicją, postanowiłam zachować historię z Mattem dla siebie.
- Wszystko jest w porządku. Atmosfera jest bardzo przyjemna – odparłam wymijająco, a Sparks wydawała się nieco zawiedziona.
- Nie zrozum mnie źle, Lauro, ale po sieci krążą plotki i chciałam się tylko upewnić. Jak wiele łączy cię z Rossem, wydajecie się bliscy sobie. Jesteście razem? – zachłysnęłam się wodą, którą właśnie popijałam, wybałuszając oczy na kobietę. Jednak szybko postanowiłam się opanować i pewnym głosem odpowiedziałam:
- Nie chcę się spotykać z kolegą z pracy. Z doświadczenia wiem, że aktorzy są podli i kochają tylko siebie – odpowiedziałam krótko.
- Niektórzy doświadczeniem nazywają swoje błędy – zasugerowała Michelle, ale tylko wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się krzywo.
- Najwyraźniej nie tyczy się to mnie – skłamałam, a kobieta wyłączyła dyktafon. Podziękowała mi, pozwoliła zabrać ze sobą wodę i byłam wolna. Wreszcie byłam wolna i miałam cały wieczór dla siebie.

Szybko skończyłem nagrywać piosenkę, która niewątpliwie była dedykowana Laurze i wrzuciłem ją do sieci. Wyszedłem z domu, uśmiechając się na myśl niezapomnianego wieczoru spędzonego z Lisą. A przynajmniej z pewnością ona go nie zapomni.

*Jimmy- chodzi tutaj o Starra 
~~~~
No hej! Po troszkę długiej nieobecności  dodałam rozdział :) Mam nadzieję, że się podoba :)

Miśkaa^.^