czwartek, 9 października 2014

Rozdział 12

 - Coś się stało? – spytała Raini, opierając się o ścianę i ze ściągniętymi brwiami przyglądając się jak z drżącymi rękoma próbuje skupić się na scenariuszu. Pokręciła głową i zamknęła drzwi garderoby, a potem usiadła w fotelu naprzeciwko mnie.
- Austin i Ally nie powinni być razem, nie uważasz? – mruknęłam kartkując skrypt.
- Laura– powiedziała łapiąc mnie za ręce i zmuszając do spojrzenia w oczy. – Co ci się stało?
- Wiesz, denerwuje się. Zawsze się denerwuje przed kamerami. Nie lubię być w centrum uwagi – przewróciła oczami i mnie puściła. Zacisnęłam zęby, wiedząc, że czegokolwiek bym nie powiedziała, brunetka i tak wyczuje moje kłamstwo. – Całowałam się z Rossem– Cisza. Długie milczenie, a potem chichot. Dziewczyna zakryła usta, widząc moją kwaśną minę.
- I tylko dlatego jesteś zdenerwowana? – kolejny chichot.
- Nie powinnam tego robić. Poza tym byłam pijana – westchnęłam. – To kolega z pracy.
- Pierwszy krok jest najtrudniejszy. Później pójdzie gładko – uśmiechnęła się Raini, ale pokręciłam głową.
- Nic nie pójdzie gładko. Nie będzie żadnego później – wstałam. – Będę się zachowywać, jakby nic się nie stało.
- A jeśli jemu się podobało? – zasugerowała przyjaciółka. Przełknęłam ślinę. Mi się podobało. Stop. Nie myśl o tym. Nakazałam sobie w myślach.
- To już raczej jego sprawa. Nie powinien w ogóle zaczynać. A co u ciebie? – Raini posmutniała.
- Powiedziałam Steven’owi, że to się nie uda i że powinien zająć się swoją dziewczyną – odpowiedziała.
- I żałujesz? – wzruszyła ramionami.
- Sama już nie wiem. Tyler zachowuje się ostatnio strasznie dziwnie. Jakby mnie unikał.
- Zaproś go tutaj. Wybadamy sytuację – Raini uśmiechnęła się lekko.
- Dobry pomysł.

- Chodzi ci o coś konkretnego? – mruknęła Lisa, kiedy usiadłem obok niej w korytarzu i podsunąłem pod nos paczkę chipsów. Spojrzała na nią sceptycznie i wróciła do przyglądania się drzwiom wejściowym. Westchnąłem przeciągle.
- Chciałem tylko porozmawiać. Bo widzisz doszedłem do wniosku, że powinnaś odpuścić Rossowi. Odrzucił cię, zostawił Maię, ale jestem pewien, że obie się jakoś pozbieracie i znajdziecie kogoś innego. Po co ta zemsta? – zapytałem, podjadając przekąskę.
- Nie zrozumiesz – oparła łokcie na kolanach i przymknęła oczy.
- Chcę zrozumieć, ale mi nie pozwalasz.
- To nie jest tak, że otworzę się przez chłopakiem, który zeszłego wieczoru próbował zmusić mnie do wyjazdu. Pośrednio oczywiście. Ale wiesz, twoje żarty mnie nie bawią – udałem, że dławię się powietrzem, słysząc jej słowa i przyłożyłem rękę do serca.
- Ranisz mnie.
- Więc trzymaj się z daleka.
- Przyjadę po ciebie dzisiaj wieczorem, zabiorę na kolację, taką prawdziwą, i wszystko mi wyjaśnisz – uśmiechnąłem się promiennie, ale Lisa tylko skrzywiła.
- Nigdzie nie idę.
- Na co właściwie czekasz? – zignorowałem odpowiedź.
- Na Rossa. Musi dostać za to, że mnie wczoraj wystawił.
- Wysłał zastępstwo.
- A sam poleciał do Laury. Cudownie – wstała, odwracając się do mnie przodem.
- Wyglądają razem tak słodko – zacząłem, uśmiechając się krzywo. Lisa wydawała mi się nieco zabawna ze swoimi motywami i humorkami. Chciałem dowiedzieć się więcej, ale uparcie mi na to nie pozwalała, co tylko zachęcało do dalszych działań. – Brakuje ci chłopaka. Mogę kogoś załatwić, jeśli chcesz.
- Nie szukam chłopaka.
- Gadanie. Kochanie, jeszcze będziesz mi wdzięczna za pomoc  – wstałem, a w mojej głowie rodził się już plan. – Szykuj się na niespodziankę.

Wślizgnąłem się do studia tylnymi drzwiami, ruszając prosto do garderoby, a potem szybko na plan. Heath pomachał mi z drugiego końca sklepu Dawnson'ów. Uśmiechnąłem się do niego lekko, a potem rozejrzałem po twarzach zebranych. Zmarszczyłem czoło, kiedy nagle na moim ramieniu zacisnęła się dłoń.
- Nie ma tu Laury– powiedział Calum, odgarniając włosy do tyłu. Wzruszyłem ramionami.
- Nie jej szukałem – skłamałem, a Worthy spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- No pewnie, że nie. Tylko mówię – wzruszył ramionami.
-Ross , mógłbyś na chwilę zajrzeć do Kevina? Zdaje się, że ma do ciebie sprawę – zagadnęła Raini, przechodząc obok i ciągnąc Caluma za sobą. – Chodź już, nie tutaj kręcisz swoje sceny – zaśmiała się, kiedy rudzielec odskoczył i uśmiechnął się triumfalnie.
Wolnym krokiem ruszyłem szarym korytarzem, ale zatrzymałem się, kiedy zobaczyłem Laurę, opartą o ścianę przy drzwiach do biura Kevina. Odwróciła głowę w moją stronę i wyprostowała się gwałtownie. Otworzyła nieco szerzej oczy i zacisnęła wargi, ale potem ukryła twarz za włosami.
- Dzień dobry – przywitałem się wesoło. Niechętnie skinęła głową, osuwając się po ścianie i siadając na podłodze. – Nie zamierzasz ze mną rozmawiać?
- To zależy o czym – mruknęła. Usiadłem naprzeciwko niej, śledząc każdy jej ruch. Po kilku minutach milczenia, wreszcie spojrzała mi w oczy.
- Ładną mamy dziś pogodę – zironizowałem, ale tylko wzruszyła ramionami.
- Wiesz, jeśli chodzi o wczorajszy wieczór, to chciałabym, żebyś nie traktował go zbyt…poważnie. Byłam pijana i w ogóle. Nie powinniśmy, no wiesz – zacięła się, wywołując na mojej twarzy uśmiech.
- Całować się?
- Właśnie – pokiwała głową. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi i w dodatku pracujemy razem.
- To ma coś do rzeczy? – zdziwiłem się, ściągając brwi.
- Nie spotykam się z kolegami z pracy – odparła. Milczałem. No cóż, nie takiego obrotu sprawy się spodziewałem.
- Ale podobało ci się? – spytałem, kiedy drzwi do biura się otworzyły i stanął w nich Kevin.
- Cześć, wchodźcie – powiedział i z powrotem zniknął za drzwiami. Oboje wstaliśmy i ruszyliśmy do pomieszczenia. Przepuściłem Laurę pierwszą, a potem zamknąłem za nami drzwi. Pokój nie wyglądał jakoś niezwykle. Duże, drewniane biurko stało na środku, zawalone stosem papierów i długopisów. Monitor lekko odcinał się od białego morza i został przesunięty w sam kąt. Żaluzje były przysłonięte, tworząc w pomieszczeniu półmrok i rzucając cienie na beżowe ściany. Na ścianie po prawej wisiała korkowa tablica, zapełniona różnokolorowymi kartkami i zdjęciami. Kevin usiadł na krześle obrotowym za biurkiem, a my zajęliśmy dwa miejsca naprzeciwko.
- Zanim przejdziemy do konkretów, chciałbym was spytać jak pracuje się wam z Richardem? – Laura prychnęła cicho, a ja uśmiechnąłem się na wspomnienie filmiku, który niedawno nagrał.
- Bez zastrzeżeń. Świetnie tu pasuje – odparłem bez wahania.
- Zgadzam się – dodała szatynka.
- To dobrze, bo zostanie na dłużej- mruknął Kevin machając długopisem. – Za to Lisa niedługo będzie musiała nas opuścić. Pojawiła się już w zbyt wielu odcinkach. Niby zawsze jest gdzieś w tłumie, ale ludzie w końcu zaczną ją zauważać. Biorąc pod uwagę kolor włosów – uśmiechnąłem się szeroko. Jeśli Kevin ją wyrzuci, nie będę musiał już jej tutaj widywać, co było jednoznaczne z brakiem przeszkód, jeśli chodziło o Laurę.
- No więc – zaczął Kevin nieco zmieszany. – Heath nigdy by was o to nie poprosił i kiedy to zaproponowałem, nakrzyczał na mnie i powiedział, że otruje we śnie – skrzywił się – Ale i tak postanowiłem wprowadzić ten pomysł w życie. Otóż, chciałbym żebyście udawali parę. W celach promocyjnych – mój uśmiech zbladł. Zacisnąłem usta, żeby się nie roześmiać i spojrzałem na Laurę. Źrenice się rozszerzyły, a buzię otworzyła na kształt litery ‚o’. W życiu nie miałem lepszej zabawy.
- Na początku chciałem zaproponować to Calumowi, ale doszedłem do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Słyszałem, że mają z Torrey większe plany na przyszłość, a ty Ross chyba ostatnio rozstałeś się z dziewczyną? – zwrócił się do mnie. Skinąłem głową, nadal próbując się nie roześmiać. – Wspaniale. Świetnie by to wyglądało. Zupełnie jakbyś zakończył związek dla koleżanki z planu. Genialne – prychnąłem, chowając twarz w dłoniach i tłumiąc chichot udawanym atakiem kaszlu. – Więc co wy na to?
- Nie mam nic przeciwko – odparłem bez wahania, spoglądając na Laurę. Trafiła mi się idealna okazja, żeby spędzać z nią więcej czasu.
-Lauro? – Kevin spojrzał na nią błagalnie. Głośno przełknęła ślinę.
- Nie ma sprawy – szepnęła słabym głosem. Kevin klasnął w ręce, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- Naprawdę będę zobowiązany. Możecie liczyć na podwyżkę. Tylko ani słowa Heathowi . To musi zostać między nami. Jeśli chodzi o paparazzich to na początku dajcie się złapać gdzieś razem, tylko proszę na razie żadnych pocałunków – Laura zbladła i spuściła głowę. – Ale za to, mogłabyś zostać u Rossa na noc. Na przykład dzisiaj. Postaram się przekazać adres do kilku magazynów i jestem pewien, że jeszcze wieczorem wyślą tam swoich ludzi. Nie będzie problemu? – pokręciłem głową, a Laura przytaknęła.
- Wolałabym już iść – mruknęła nieco obojętnie.
- Jasne, jesteście już wolni. Wielkie dzięki za pomoc – wstała i wypadła na korytarz, a ja zaraz za nią. Zaśmiałem się na widok jej zdegustowanej miny.
- Sama się zgodziłaś – uśmiechnąłem się szeroko, mierząc się z jej rozdrażnionym wzrokiem.
- Co nie zmienia faktu, że to nadal relacja czysto zawodowa.
~~~~
Hej, hej, hej! :)
Oto ja z kolejnym rozdziałem ;3 Mam nadzieję, że się nie gniewacie, że tak rzadko dodaję posty :/ Pozdrawiam ;)

Miśkaa^.^

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 11

Czytasz=Komentujesz=Motywujesz ;)

Wróciłam do domu wściekła. Kolejne dwie godziny w korkach to już naprawdę cios poniżej pasa. Mój wieczór znacznie się przez to wszystko skrócił. Otworzyłam drzwi wejściowe i wkroczyłam do środka, od razu w wejściu zdejmując obcasy i na oślep wrzucając je do szafy. Prawym kolanem pchnęłam drzwi, odcinając tym samym dopływ światła. Dookoła panował mrok, nie licząc słabych poświat latarni, wpadających przez okno w kuchni. Zmarszczyłam czoło. Raini powinna być już w domu, tymczasem wyglądało na to, że jestem sama. Pstryknęłam włącznik światła, ale nic się nie wydarzyło. Wokół było nadal tak samo ciemno jak przed chwilą. Odruchowo przełknęłam ślinę, ruszając przed siebie i starając się narobić jak najmniej hałasu. Chciałam dotrzeć do kuchni i porwać z niej jakaś świeczkę czy chociaż latarkę. Odłożyłam torbę na podłogę i wysunęłam jedną z szuflad, mrużąc oczy i próbując coś dostrzec w nikłym świetle latarni ulicznych. Grzebałam tam kilka sekund, kiedy nagle poczułam czyjeś dłonie na biodrach i zamarłam. Miałam wrażenie jakby moje serce się zatrzymało, a potem zaczęło bić jak szalone. Odwróciłam się przodem do napastnika, ale było zbyt ciemno, żebym dostrzegła wystarczająco dużo szczegółów. Poza tym zbyt szybko zostałam brutalnie pociągnięta w jego stronę i przyciśnięta do ściany. Chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta dłonią. Do moich oczu nabiegły łzy, kiedy sięgnął drugą ręką do blatu. W moich najgorszych koszmarach właśnie brał do ręki nóż albo innego rodzaju ostrze. Jakimś cudem domyśliłam się, że to mężczyzna. Zdecydowanie. Dłonie były zdecydowanie za duże jak na kobietę. Zacisnęłam powieki i wtedy rozbłysło światło. Niepewnie otworzyłam lewe oko i wstrzymałam oddech, kiedy dostrzegłam przed sobą zwijającego się ze śmiechu Lyncha z latarką w ręku. Odepchnęłam go od siebie, przykładając dłoń do klatki piersiowej i robiąc kilka głębokich wdechów.
- Zwariowałeś? – syknęłam w jego stronę. – Myślałam, że zejdę na zawał. Co ty tu w ogóle robisz?
- Raini pożyczyła mi klucze i powiedziała, że nie wróci na noc – wzruszył obojętnie ramionami. – Niestety, kiedy tu przyszedłem okazało się, że chwilowo odcięli wam prąd, co jest tak naprawdę plusem, bo kolacja będzie się odbywać przy świecach – dodał, kierując światło latarki na stół, gdzie znajdowały się dwa talerze ze smacznie wyglądającym spaghetti na powierzchni.
- Włamałeś mi się do domu – zaczęłam, kręcąc głową. – Żeby zrobić mi kolację – zakończyłam, wyrywając mu latarkę i otwierając górną szafkę, gdzie od niedawna trzymałyśmy różnego rodzaju leki. Wyjęłam z niej paczkę papierosów, po czym otworzyłam okno na oścież, przysiadając na parapecie i wkładając sobie cienką rurkę do ust. A potem uświadomiłam sobie, że nie mam jej czym zapalić. Westchnęłam z irytacją, ale z pomocą przyszedł mi Ross, siadając naprzeciwko i podpalając papierosa jedną z zapałek, które wyjął z kieszeni jeansów. Zaciągnęłam się dymem, by potem wypuścić z ust szary kłębek i dać upust zdenerwowaniu, które mnie ogarnęło, tylko i wyłącznie przez blondyna. Ross przyglądał mi się przez jakiś czas, a potem wyrwał mi paczkę z ręki i sam zwinnym ruchem, wyciągnął z niej rurkę, przyłączając się do mnie.
- Myślałam, że nie palisz – stwierdziłam.
- Bo nie palę – odpowiedział, biorąc papierosa do ust, wypuszczając dym, a potem obracając go w dłoni i przyglądając się mu z zainteresowaniem.
- Ja też tak właściwie nie palę – dodałam po chwili obojętnie, ponownie się zaciągając, jakby dla potwierdzenia moich słów. Ross zaśmiał się lekko i bez wahania zgasił swojego papierosa, wyrzucając peta do popielniczki, stojącej niedaleko.
- Kolacja wystygnie – zauważył, a ja znacząco zmrużyłam oczy.
- Po co właściwie się tu zjawiłeś? Przecież dopiero co zabrałeś swoje rzeczy i zmieniłeś miejsce zamieszkania. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że spotkanie mnie tylko w pracy jest wystarczająco satysfakcjonujące – burknęłam pod nosem, kończąc palić. Obracałam w dłoni pudełko nie ważąc się spojrzeć chłopakowi w oczy.
- To Lisa wrobiła mnie w przeprowadzkę. Wcale nie zamierzałem się przenosić, było mi tu dobrze – wyjaśnił, a ja wreszcie podniosłam wzrok.
- To twoja dziewczyna, to chyba oczywiste, że czuła się źle ze świadomością, że mieszkasz z dwoma młodymi kobietami – zauważyłam, a Ross zaśmiał się na cały głos, kręcąc głową.
- Nie jesteśmy parą. Nawet się nie lubimy. Ona po prostu się mści za to, że rzuciłem Maię.  Nie pytaj dlaczego. Sam nie rozumiem jej toku myślenia – wzruszył ramionami. – Ja za to zauważyłem, że zbliżyłaś się do Caluma– zaczął niepewnie, a ja uśmiechnęłam się słodko.
- Wydaje ci się. To przyjaciel – rzuciłam, a kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, zaparło mi dech w piersi. – Może zabierzmy się już za tę kolację – stwierdziłam i oboje zgodnie ruszyliśmy do stołu. Blondyn odsunął mi krzesło, co wywołało na mojej twarzy uśmiech, po czym zajął miejsce naprzeciwko.
- Co się właściwie stało, że uwolniłeś się od Lisy? – zapytałam, zabierając się do jedzenia, a Ross ukazał zęby w promiennym uśmiechu.
- Powiedzmy, że Rich pomógł mi w tym, żebym z dzisiejszym wieczorem mógł zrobić co tylko zechcę.

Nie od razu ruszyłem na spotkanie. Zahaczyłem po drodze o kilka sklepów, rozdałem autografy, zapozowałem do kilku zdjęć i wstąpiłem do sklepu sportowego, by wyjść z niego z czapką baseballową na głowie, pogwizdując wesoło. Zdążyłem dowiedzieć się o Lisie kilku rzeczy. Po pierwsze nie lubiła baseballu. Na początku kusiło mnie, żeby zabrać ze sobą znaleziony jakiś czas temu kij, ale ostatecznie się powstrzymałem. Dziwnie by to wyglądało, gdybym tak sobie z nim paradował po ulicach. Wszedłem do kina i pierwszym, co zrobiłem było zakupienie popcornu. Potem powędrowałem prostym korytarzem przed siebie, docierając wreszcie do dali numer dwadzieścia i zastając Lisę, siedzącą na jednym z czerwonych foteli. Wpatrywała się w przestrzeń, gniotąc w dłoniach bilety.
- Nie wchodzisz? Film już dawno się zaczął – stwierdziłem, pożerając popcorn garściami i poprawiając swoją nową czapkę. Obrzuciła ją sceptycznym spojrzeniem i wskazała na bilety.
- Czekałam na Rossa, ale wygląda na to, że mnie wystawił – poinformowała mnie ze sztucznym uśmiechem, ale machnąłem tylko ręką.
- Oczywiście, że cię nie wystawił. Nie mógł przyjść, więc wysłał mnie – stwierdziłem uradowany, a reakcja Lisy była niesamowita. Otworzyła usta na kształt litery ‚o’ i wytrzeszczyła na mnie oczy. A kiedy już się pozbierała i wyszła z szoku, wstała i pokręciła głową.
- Nie mógł mi wysłać zastępczego partnera. A już na pewno nie ciebie – skrzywiła się.
- A jednak, moja droga. Ale wcale nie mam ochoty na kino. Jest za to lepsze miejsce, w które chcę cię zabrać – uśmiechnąłem się, wyrzucając popcorn do kosza i ciągnąc zielonooką za sobą.

- Obiecałem Rochardowi, że coś ci pokażę – powiedział Ross, wyjmując iPhone’a z kieszeni i wklepując coś w klawiaturę. Z zainteresowaniem podniosłam się i stanęłam za nim, obserwując obrazki na ekranie. Po chwili pokój wypełniły dźwięki gitary i zachrypnięty głos Richa. Na początku z szokiem przysłuchiwałam się temu, co śpiewał, a potem zupełnie nieoczekiwanie wybuchnęłam śmiechem, kiedy ponownie nazwał mnie małą leśną nimfą. Przetarłam oczy, w których zebrały się łzy rozbawienia i wzięłam do ręki kieliszek z winem, ale nie dane było mi upić łyka, bo ponownie moim ciałem wstrząsnął spazm śmiechu. Ross też się śmiał. Tylko robił to zdecydowanie spokojniej, no i oczywiście miał swoje odruchy pod kontrolą. Ja wręcz przeciwnie. Była to już trzecia butelka alkoholu i powoli odpływałam w krainę rozkoszy i nieświadomości. Usiadłam na środku pokoju, nadal zwijając się ze śmiechu i niechcący wylewając zawartość naczynia na białą bluzkę, którą miałam na sobie. Niezdarnie wstałam i odstawiłam kieliszek na stół. Spojrzałam na Rossaz irytacją wymalowaną na twarzy, ale on śmiał się teraz tak, jak ja przed chwilą.
- Bardzo zabawne – mruknęłam. Musiałam to jak najszybciej sprać, jeśli chciałam uratować swoją koszulkę. Chwiejnym krokiem udałam się do łazienki, zdejmując po drodze bluzkę i nie przejmując się tym, że Ross mógł mnie zobaczyć. W końcu na planie zdarzało się to już nie raz. (W sensie gdy się przebierała on wchodził do garderoby itp.~od aut.) Odkręciłam kran i z westchnieniem zabrałam się za zapieranie plamy. Kiedy skończyłam i wreszcie powiesiłam ubranie na kaloryferze, okazało się, że chłopak przez cały czas stał w drzwiach przyglądając się moim poczynaniom z dziwnymi iskierkami w oczach. Jego spojrzenie mimowolnie zjechało na mój stanik, ale byłam zbyt pijana, żeby się tym przejąć. Zamiast tego, dumnie uniosłam podbródek i prześlizgnęłam się tuż obok niego, zamierzając się w coś przebrać, ale złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie. Pochylił się nade mną nieznacznie i spojrzał prosto w oczy. Nie bardzo  świadoma swoich czynów, odruchowo przejechałam palcami po jego policzku. Ross uśmiechnął się i wpił w moje usta, zanim w ogóle zdołałam wpaść na pomysł, że zamierza zrobić coś podobnego.

- Wesołe miasteczko? – spytała Lisa sceptycznie, a ja z entuzjazmem pokiwałem głową.
- Wykupiłem ci jazdę na wszystkich najszybszych kolejkach – poinformowałem ją z zachwytem, a dziewczyna zesztywniała.
- Nie mam zamiaru niczym jeździć – stwierdziła hardo, a ja przewróciłem oczami.
- Oj daj spokój. Na zachętę dostaniesz misia – powiedziałem, ciągnąc ją w stronę straganów i wskazując na rzędy kolorowych pluszaków. – Którego sobie życzysz?
- Koala – rzuciła po namyśle w stronę chłopaka stojącego naprzeciw nas, a blondyn natychmiast podał jej czarno białego miśka. Szybko zapłaciłem za zabawkę i ruszyłem w stronę jednej z największych kolejek górskich. Odwróciłem się do zielonookiej i uśmiechnąłem promiennie.
- Zapraszam do środka.
Lisa spędziła ze mną kilka godzin, znosząc kąśliwe uwagi, najgorsze żarty, podkładanie jej do torebki sztucznych pająków i wiele wiele innych. W ostateczności przejechała się też wszystkimi kolejkami, jakie dla niej wybrałem i zrobiła to ze stoickim spokojem, wywołując u mnie po prostu irytację. Była spokojna, a miałem ją przecież doprowadzić do białej gorączki. A teraz siedziała naprzeciw mnie, podziwiając widoki ze szczytu diabelskiego młynu.
- Nie jesteś zła za to wszystko? – zapytałem wreszcie, ale tylko pokręciła głową, nawet na mnie nie spoglądając.
- Ani trochę. Wiem co chcieliście osiągnąć, Rich, ale musisz wiedzieć, że nie da się mnie złamać tak łatwo. Przyznaj, Ross wysłał cię do mnie, żeby wreszcie ktoś zalazł mi za skórę i żebym wreszcie zdecydowała się zostawić go w spokoju – przytaknąłem.
- Dlaczego tak właściwie się do niego przyczepiłaś? – zagadnąłem, a Lisa wzruszyła ramionami.
- Maia jest dla mnie jak siostra, ale za bardzo go kocha, żeby chociaż pomyśleć o zemście. Zdecydowałam się zrobić to za nią i nie pozwolić mu związać się z Marano– mruknęła.
- Nie masz własnego życia? – rzuciłem kąśliwie, aż wreszcie na mnie spojrzała.
- Zawsze jej zazdrościłam, wiesz? Tego jaka jest z nim szczęśliwa, ale po pewnym czasie zaczęłam cieszyć się jej szczęściem. A przynajmniej się starałam, ale mnie nigdy nie spotkało coś podobnego, dlatego go tak nie lubiłam. Bo wybrał ją, mimo że poznał mnie tylko kilka godzin później niż Maię. A potem zburzył swój idealny obraz, kończąc ten związek dla koleżanki z planu. Widzę, że mają się ku sobie, ale możesz mu przekazać, że nie spocznę, póki Laura nie dojdzie do wniosku, że ten związek nie miałby przyszłości – zakończyła swój monolog, akurat kiedy młyn się zatrzymał. Szybko więc podniosła torebkę i wysiadła, zostawiając mnie samego.
~~~~~~
Hej, hej, hej! Tak dawno tutaj nic nie dodałam, ale mam tyle sprawdzianów, kartkówek i wgl... jakaś masakra :( ale już dodałam więc radujmy się wszyscy ^^ Next nie mam pojęcia kiedy będzie :/

Miśkaa^.^