piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 9

- Richard, cześć – przywitałem się, kiedy tylko przekroczyłem próg planu i zobaczyłem przyjaciela siedzącego w rogu. On spojrzał na mnie lekko zdezorientowany z niechęcią odrywając się od scenariusza, leżącego na kolanach i skinął głową.
- Ross– stwierdził wesoło wyciągając w moją stronę dłoń. Uśmiechnąłem się szeroko, zachęcając, żeby dalej poszedł ze mną.
- Poczekajcie! – usłyszałem za plecami i zesztywniałem. Po chwili obok pojawiła się osoba, której nie miałem ochoty oglądać nigdy więcej w życiu. Uśmiechała się na pozór przyjaźnie, ale znałem ją wystarczająco długo, żeby przypadkiem nie wyciągnąć pochopnych wniosków.  Zdyszana zatrzymała się obok i zwróciła w moją stronę.
- Co tutaj robisz? – zapytałem zdenerwowany, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, całkowicie mnie ignorując i spoglądając na Richa.
- Lisa – przedstawiła się, wyciągając dłoń w jego stronę. – Jestem przyjaciółką Rossa– dodała, wywołując na mojej twarzy grymas.
- Spóźnimy się – zauważyłem, chcąc jak najszybciej się oddalić, a dziewczyna skinęła głową.
- Racja, chodźmy – posłała Richardowi uśmiech i ruszyła przed siebie.
- Idziesz z nami? – zdziwił się blondyn, a Lisa wywróciła oczami.
- Potrzebowali statystów, a fakt, że znam Rossa nieco mi pomógł…

- Cięcie – rozległ się okrzyk Kevina, a Laura, która właśnie stała przede mną odwróciła wzrok.
- Hej, poczekaj – rzuciłem szybko, łapiąc ją za ramię, ale nim zdążyła odpowiedzieć między nas wparowała Lisa, śmiejąc się głośno i odpychając mnie lekko do tyłu.
- Świetnie ci poszło! – wykrzyknęła. Zacisnąłem zęby. Złapałem zielonooką za rękę i zaciągnąłem w stronę swojej garderoby. Z hukiem zatrzasnąłem drzwi i obserwowałem jak niewinny uśmieszek Lisy przechodzi w złośliwy grymas. Prychnęła i cały czas świdrując mnie wzrokiem, rozłożyła się na kanapie stojącej w rogu. Kasztanowe włosy rozsypały się na materiale sofy, tworząc wachlarz bujnych loków.
- Mogłabyś w końcu z tym skończyć? – warknąłem.
- Nie wiem o czym mówisz – odparła pospiesznie, oglądając swoje paznokcie. Od mojego powrotu z Los Angeles minęły dwa tygodnie. Rich zadebiutował w serialu i został bardzo ciepło przyjęty do obsady. Zapowiadało się, że na dłużej zagrzeje swoje miejsce. Ale w ciągu tych dwóch tygodni Lisa nie odpuściła. Chodziła za mną, próbując zniszczyć wszystko, co starałem się osiągnąć. Była nawet na tyle miła, żeby przynieść mi niezliczone ilości ofert mieszkaniowych, robiąc to wszystko przy Laurze, która na początku na wieść o mojej wyprowadzce zaniemówiła, a potem stwierdziła, że oczywiście nie ma nic przeciwko, bo przecież w końcu to nie koniec świata, jeśli i tak codziennie będziemy się widzieć. Co nie zmieniało faktu, że byłem wściekły. Miałem się wyprowadzić dokładnie dzisiaj. Lisa była z siebie dumna. Czekała na to od wielu dni. Teraz Laura miała zostać w mieszkaniu tylko i wyłącznie z Raini. Przez cały ten czas, miałem ochotę rozszarpać Woodland na strzępy. Popsuła mi relacje zszatynką . Dziewczyna przestała próbować ze mną porozmawiać, bo za każdym razem ze wszystko wtrącała się Lisa. Kiedy jeszcze nie była statystką i tak spędzała większość swojego czasu na planie. Pilnując mnie. W końcu Marano nieco zmarkotniała i darowała sobie. Zaczęła mnie unikać i tak było aż do teraz.
- Naprawdę upadłaś na tyle nisko, żeby nawet nie przyznać się do swojej zawziętości? – syknąłem ze złością, a Lisa znowu uśmiechnęła się w ten specyficzny sposób.
- Widzę, że ci się podoba.
- Zerwałem z Maią, okey. Ale gdyby chciała się mścić, mogłaby to zrobić sama, a nie przysyłać ciebie – jęknąłem przeciągle, a dziewczyna westchnęła, wstając i podchodząc do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Ona wcale mnie nie przysłała. Nie miałaby na tyle odwagi. Sama wiem, co robię – zachichotała i nim zdążyłem zareagować wpiła się w moje wargi, jakby przewidując, że Laura jest tuż za drzwiami i zaraz ma zamiar je otworzyć. Do jasnej cholery, dlaczego miała rację? Dlaczego panna Marano musiała wejść do mojej garderoby akurat wtedy, kiedy Lisa znowu próbowała swoich sztuczek? Odepchnąłem od siebie rudowłosą i spojrzałem na Laurę, której brwi były lekko uniesione, a wyraz twarzy zdezorientowany.
- Nie chciałam przeszkadzać – szepnęła i wyszła. Nie, ona wybiegła. Po prostu pędem opuściła pomieszczenie. Miałem ochotę wyrzucić Lisę za okno, a bezsilność, którą poczułem była nie do zniesienia.
- Wynoś się – warknąłem, a Lisa, tym razem, posłusznie opuściła pokój.

Wpadłam do swojej garderoby, chyba będąc jeszcze w szoku. Sama nie byłam pewna co czuję. Zażenowanie czy zazdrość? Lisa wydawała mi się miła, cóż, od początku była dla mnie bardzo uprzejma, więc może stąd to wrażenie, ale z drugiej strony było coś, co ukrywała. Nie miałam pojęcia co na to Ross. Przez moment przyszło mi do głowy, że jej nie lubi, ale spędzał z nią naprawdę dużo czasu, no i dzisiejsza sytuacja… A do tego to nikt inny jak Lisa, przyniosła mu ogłoszenia o  mieszkaniach. Może chciała zamieszkać z nim? Potrząsnęłam głową. Nie powinno mnie to obchodzić. Może i Lynch był moim przyjacielem, ale to nie znaczyło, że mam się mieszać w jego życie prywatne. Ono było jego. To nie był mój interes. Westchnęłam ciężko i zdjęłam cienki sweterek, który miałam na sobie. Otworzyłam szafę na oścież i krzyknęłam. Nie, wydarłam się wniebogłosy, kiedy ze środka wyskoczył Richard w czerwonej czapce z daszkiem i kijem baseballowym w prawej dłoni. Dyszałam ciężko, przestraszona do granic możliwości i byłam niemal pewna, że moje serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej.
- Oszalałeś?! – krzyknęłam, przykładając rękę do czoła i próbując się uspokoić. Matt zaśmiał się głośno, wymachując kijem w prawo i w lewo. – Skąd to wziąłeś?
- Włamałem się do pokoju rekwizytorów – stwierdził z dumą, a ja uniosłam jedną brew. – No dobra, był otwarty – poprawił się, nieco zawiedziony tym, że go przejrzałam.
- I doszedłeś do wniosku, że musisz koniecznie pokazać mi to, co znalazłeś, przy okazji czekając na mnie w szafie? – zapytałam z niedowierzaniem, ale chłopak zaśmiał się dźwięcznie.
- To chyba bardziej oryginalnie niż szkielet, który obecnie grzeje miejsce w garderobie Raini. Jestem ciekawy, co powie, kiedy już go znajdzie – wyszczerzył się bezczelnie, a ja jako, że emocje nieco opadły, wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Jesteś nieobliczalny – skomentowałam po dłuższej chwili, ocierając łzy rozbawienia. Rich  wzruszył ramionami, biorąc do ręki różową kredę i rysując na tablicy, wiszącej po przeciwnej stronie, patyczaka, a potem doprawiając mu rogi. Zaśmiałam się cicho, przymykając oczy i odwiesiłam sweter na jego miejsce. – Zdajesz sobie sprawę, że się zemszczę?
- Nie zapowiadaj – prychnął. – Ross opowiadał, że jemu powiedziałaś tak samo i nic z tego nie wyszło. Nie jesteś godną przeciwniczką. Nie umiesz robić takich dowcipów jak ja – wymierzył w moją stronę drewniany kij i zamachnął się kilka razy, o mało nie zwalając z mojego biurka kilku flakoników perfum.
- Żebyś się nie zdziwił – mruknęłam, pochmurniejąc na wspomnienie Lyncha.
- Bedę cierpliwy – odparł z uśmiechem i po prostu wyszedł. Ten człowiek był niesamowity. Nawet w moich najśmielszych marzeniach, nie oczekiwałam, że praca będzie aż tak emocjonująca, zabawna i wyczerpująca jednocześnie. Westchnęłam, spoglądając na zegarek. Byłam umówiona z Calumem na lunch za dwadzieścia minut. Szybko wstałam z fotela i przetrząsnęłam szafki w poszukiwaniu czegoś cieplejszego na zmianę.

- Spóźniłaś się – stwierdziłem, unosząc wzrok znad menu. Laura uśmiechnęła się przepraszająco, odplątując chustkę, którą miała na szyi. – Nie rozbieraj się – rzuciłem pospiesznie, wstając i rzucając na stół banknot, który z pewnością pokrywał koszty wody mineralnej, którą wcześniej zamówiłem.
- Nie będziemy jeść? – zdziwiła się, ale teraz to ja odpowiedziałem uśmiechem.
- Oczywiście, że będziemy. Ale nie tu – poinformowałem, zakładając kurtkę i ciągnąc brunetkę za sobą. Przemierzyliśmy kilka najbliższych ulic w całkowitym milczeniu.
- Richard o mało nie przyprawił mnie dziś o zawał – stwierdziła nagle, a ja spojrzałem na nią pytająco. – Schował się w mojej szafie z kijem baseballowym – dodała, przewracając oczami. Zaśmiałem się głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Wiedziałem, że on nie jest do końca normalny, ale żeby aż tak?
- Ciekawe co powie jutro Raini, bo z tego co widziałam, w jej garderobie zostawił szkielet w kostiumie baletnicy.
- Skąd wiesz? – spytałem nadal się śmiejąc.
- Sprawdziłam i ostrzegłam ją, żeby uważała – odparła, a ja skręciłem w lewo, otwierając drzwi pobliskiej restauracji. Laura weszła do środka niepewnie rozglądając się po wnętrzu. Przeważały tu delikatne, pastelowe kolory. Ogólnie cała knajpka była bardzo przyjemna. Zza ciemnej lady wychyliła się młoda blondynka, która widząc mnie, uśmiechnęła się lekko.
- To co zawsze razy dwa, poproszę – zamówiłem, zajmując stolik w rogu.
- Często tu bywasz? – zapytała szatynka z ciekawością w głosie, a ja jedynie wzruszyłem ramionami.
- Od czasu do czasu – odpowiedziałem, bawiąc się serwetkami stojącymi niedaleko. Reszta rozmowy dotyczyła nieco bezpieczniejszych dla dziewczyny tematów. Rozmawiała ze mną o pogodzie, pytała się co u Torrey i domagała, żebym wreszcie ją tu ściągnął. Nie schodziła na temat Rossa, a mnie bardzo interesowało dlaczego. Miałem o to zapytać, ale właśnie wtedy szczupła blondynka pojawiła się obok nas i postawiła na stole dwa talerze. Nina przyjrzała się bliżej potrawie i zmarszczyła nos.
- Co to jest? – zapytała niepewnie. Uśmiechnąłem się nieco rozbawiony, chwytając za sztućce i biorąc kęs.
- Pierogi* – wyjaśniłem, zachęcając, żeby spróbowała. Niepewnie odkroiła kawałek, po czym wsadziła go do ust. Nadal się wahała, ale kiedy w końcu przełknęła, jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Smakują mi.

Prawie wszystkie kartony znalazły się już w bagażniku. Westchnąłem, uświadamiając sobie, że dopiero niedawno Laura pomagała mi wszystko rozpakować. Teraz nie przyszła, żeby pomóc. Może była złą, że się wyprowadzam? Albo smutna? Otrząsnąłem się, próbując odgonić chęci sprawdzenia gdzie teraz jest i co robi. Miała swoje życie prywatne, a ja nie byłem jego częścią. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Poza imprezami, wywiadami i pracą, powinniśmy ograniczyć kontaktu do minimum. Przynajmniej póki Lisa była w pobliżu. Już miałem zająć miejsce kierowcy i odjechać, kiedy dobiegł mnie znajomy śmiech. Odwróciłem się i moim oczom ukazała się Laura, idąca ramię w ramię z Calumem. Skrzywiłem się w duchu i poczułem się po prostu dziwnie. Miałem ochotę zacisnąć zęby, a wdech przychodził mi z trudem. Czyżbym był zazdrosny? Nie mogłem być zazdrosny, przecież to Calum. Przyjaźnili się i póki co, wychodziło na to, że jest z nim bliżej niż ze mną.
- Cześć – rzuciłem, przerywając ich żarty i zwracając na siebie uwagę. Laura jakby posmutniała, kiedy spojrzała na załadowany samochód i podeszła bliżej. Na tyle blisko, żeby owiał mnie jej słodki zapach. Mój wzrok zjechał na jej usta. Chciałem, żeby poprosiła, żebym został. Ale brunetka tylko szepnęła z powagą:
- Kluczyki.
Zamrugałem kilkakrotnie, lekko zdziwiony i posłusznie wyjąłem z kieszeni pęk kluczy. Marano szybko je zabrała i ruszyła w stronę mieszkania. Calum posłał mi uśmiech, pomachał i podążył jej śladem. Przełknąłem ślinę. Czy między nimi coś się działo? Może coś przeoczyłem? No i w takim razie co z Torrey? W mojej głowie zrodziła się cicha chęć dowiedzenia jak najwięcej to możliwe. Więc z takim zamiarem wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę wyjazdu z parkingu.

*Ustalmy. Calum ma rodzinę w PL oki? Dlatego zna pierogi xD
~~
No to następny rozdział jest ;) Mam nadzieję, że się podobał ;p

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Miśkaa^.^ 

czwartek, 28 sierpnia 2014

Informacja+ Podziękowania ;3

To najpierw Info ;D
Postanowiłam zmienić adres bloga ;) za 7 dni adres zostanie zmieniony na aia-cast.blogspot.com :> No bo w końcu piszę o osobach grających bohaterów tego serialu ;)

Teraz podziękowania.
Wchodzę, a tu 1000 wejść! Wielkie dzięki! Miło mi, że ktoś w ogóle czyta moje wypociny ;) Nexta dodam już jutro ;D

Miśkaa^.^

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 8

 Zapukałem do drewnianych drzwi z cichą nadzieją na nieobecność szatynki . Ostatnio nie potrafiłem się z nią dogadać. Nawet teraz nie wiedziałem co powiedzieć. Po kilku sekundach usłyszałem charakterystyczne kliknięcie zamka i w drzwiach stanęła wysoka dziewczyna o kasztanowych włosach i jasnozielonych oczach wpatrujących się we mnie z kpiną. Była bardzo szczupła, a na jej podłużnej twarzy gościł złośliwy uśmieszek. Te malinowe usta już nie raz mi zaszkodziły. Wydobyła się z nich niezliczona ilość plotek i oszczerstw, ale Maia nadal uważała dziewczynę za niewiniątko. W garderobie Lisy od zawsze przeważały stonowane barwy i kobieta także tym razem nie zrobiła wyjątku, dodatkowo podkreślając swoją urodę mocnym makijażem.
- Ach Ross– westchnęła teatralnie, nonszalancko opierając się o futrynę i tym samym zagradzając mi przejście.
- Dobrze wiesz, że nie przyszedłem do ciebie – warknąłem w odpowiedzi, delikatnie mrużąc oczy. Ale tak jak się spodziewałem odpowiedział mi tylko cichy chichot.
- Twój problem polega na tym, że Maia wcale nie chce cię widzieć – mruknęła przyglądając się pomalowanym na granatowo paznokciom.
- Nie ty decydujesz, paskudo – powiedziałem, próbując wejść do środka, ale pewnie zastawiła mi drogę, zbytnio nie przejmując się tym, że odległość między nami zmniejszyła się do minimum. – Maia! – krzyknąłem na cały głos, uśmiechając się chytrze, kiedy na twarzy zielonookiej pojawiło się niezadowolenie.
- Kogo tu mamy – dobiegło mnie z głębi korytarza, a po chwili zaraz naprzeciw mnie pojawiła się wspomniana wcześniej szatynka.
- Mogłabyś ją zabrać? – zapytałem na pozór uprzejmie. – Nieco mnie mdli.
- Zdychaj, gnojku – syknęła w odpowiedzi Lisa, ale Maia nawet nie mrugnęła. Stała tam wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Czego chcesz? – zapytała w końcu.
- Żebyś do mnie wyszła. Porozmawiajmy – rzuciłem ugodowo. Lisa zrobiła smutną minę i złapała się za serce w geście poruszenia.
- To takie wzruszające – szepnęła próbując zabrzmieć nieco dramatycznie, ale wyszedł z tego tylko cichy pisk.
- Marna z ciebie aktorka – prychnąłem pod nosem spotykając się ze srogim spojrzeniem kobiety.
- Wyjdę z tobą, kiedy tylko Lisa upewni się czy nigdzie w pobliżu nie czyha Laura– powiedziała w końcu Maia, a ja przewróciłem oczami, chwytając ją na dłoń i wyciągając za drzwi.
- Nie wygłupiaj się. A ty, paskudo, nie czekaj z kolacją – rzuciłem przez ramię ciągnąć swoją dziewczynę w stronę samochodu.

- Boże! Co ci się stało? – zapytałam, kiedy zauważyłam Stevena w hotelowym holu, który bezszelestnie próbował przedostać się do siebie, omijając moją sypialnie szerokim łukiem. Laura, która stała obok chłopaka rzuciła mi zmieszane spojrzenie, a sam brunet westchnął głęboko.
- Mała bójka – odparł obojętnie, starając się zasłonić napuchniętą część twarzy dłonią.
- Kevin cię zabije – mruknęłam nieco zmartwiona. – Miałeś w ogóle zamiar coś z tym zrobić? Jakieś okłady albo coś w tym stylu? – zapytałam z wyrzutem, ale Steven jedynie pokręcił głową z dziwnym wyrazem twarzy.
- To nic takiego – wtrąciła się Laura zapewne z zamiarem obrony chłopaka przed moimi wykładami o jego porywczości i bezmyślności, ale uciszyłam ją jednym ruchem ręki.
- Nie wiem co się stało, ale jak nie chcesz to nie mów. Pogódź się jedynie z faktem, że dzisiejszy wieczór spędzisz ze mną i mokrą szmatką na twarzy – mruknęłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, wyciągając z kieszeni telefon i wysyłając Tylerowi smsa z informacją, że muszę odwołać nasze wieczorne spotkanie. Ponownie westchnęłam i kręcąc głową z dezaprobatą wciągnęłam bruneta do mojej sypialni, krótko żegnając się z Laurą.

- Chcesz mnie przekupić kolacją w mojej ulubionej restauracji – stwierdziła Maia, kiedy stanęliśmy w wejściu Aroma Cafe. Nie przepadałem za tym miejscem. Nowoczesny wystrój jak dla mnie nie dodawał wszystkiemu zbytniego uroku. Wnętrzu brakowało smaku i klasy, ale nie odezwałem się nawet słowem. Bywałem tu już tyle razy, że kolejny nie robił różnicy.
- Od razu przekupić – mruknąłem w odpowiedzi, kiedy na twarz Mai mimowolnie zaczynał wkradać się ciepły uśmiech. Tej prawdziwej Mai, nie tej zdominowanej przed Lisę. – To będzie po prostu nasz wieczór – dodałem, wchodząc do środka i zajmując stolik w rogu. Opadłem na czerwoną kanapę, która całkowicie nie współgrała z beżowymi ścianami i wyciągnąłem dłoń do kobiety w zapraszającym geście. Byłem pewien, że nawet jej nie podobał się ten cały wystój. Ale przychodziła tu z sentymentu. Jej rodzice zwykli byli ją tu zabierać, a teraz znajdowali się bardzo daleko. Za szerokim oceanem.

- Wyszły? – usłyszałem cichy szept bardzo blisko siebie i uśmiechnąłem się pod nosem. Leniwie omiotłem wzrokiem czarnowłosą modelkę, która od kilkunastu minut czekała aż jej koleżanki opuszczą studio. Powoli skinąłem głową i patrzyłem jak na twarzy kobiety, Meredith, pojawia się zadowolenie. – Więc wreszcie mam cię tylko dla siebie, Tyler – mruknęła, podchodząc coraz bliżej i muskając moje wargi swoimi. Przyciągnąłem ją do siebie, ślepo cofając się w tył, aż wreszcie wylądowałem na fotelu.  Meredith usiadła mi okrakiem na kolanach, chichocząc cicho i ociągając się z rozpinaniem guzików mojej koszuli.
- Mógłbyś chociaż zamknąć drzwi – usłyszałem znajomy głos i oderwałem od dziewczyny z rozbawieniem wpatrując się w stojącego w progu przyjaciela.
- Dokończymy jutro – szepnąłem na ucho Meredith, a dziewczyna niechętnie skinęła głową, udając się w stronę wyjścia. Ominęła przybysza i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Widzę, że jesteś w świetnym humorze – mruknął blondyn, przekrzywiając nieco głowę. Wzruszyłem ramionami.
- Jest się z czego cieszyć, David – odparłem wesoło, rozsiadając się wygodnie. – Uregulowałem sprawy z Raini i dla lepszego efektu przyłożyłem młodemu Smith’owi. O mało co nie popsuł mi interesów.
- Więc ta mała nadal się niczego nie domyśla? – spytał z lekkim niedowierzaniem, ale pokręciłem głową.
- Nie i dzięki temu mój wizerunek i układy są bezpieczne.
- Aż trudno uwierzyć, że nie zauważyła, że tylko ją wykorzystujesz – po raz kolejny wzruszyłem ramionami.
- Najwidoczniej jestem bardzo przekonujący.

- Więc możesz powiedzieć, że ci się podobało – powiedziałem z nutą niepewności, ale Maia milczała. – Och, daj spokój. Nie drocz się – posłałem jej uśmiech, który wreszcie odwzajemniła, dodając do tego serdeczny śmiech.
- Podobało mi się. Nawet bardzo – odpowiedziała stając na palcach i całując mnie niepewnie. Pogłębiłem pieszczotę i wszystko wydawałoby się idealne, gdyby nie błysk flesza gdzieś nieopodal. Oderwałem się od szatynki ze złością wpatrując w ciąg drzew za którymi stał jeden z fotoreporterów.
- Chodź – rzuciłem niechętnie, otwierając drzwi do samochodu i gestem nakazując jej wsiąść.
- Przepraszam – usłyszałem nagle gdzieś z boku i nieco zbity z tropu odwróciłem się w stronę dosyć młodej brunetki, trzymającej w ręku srebrną cyfrówkę i uśmiechającą się słodko. – Mogłabym prosić o zdjęcie – zapytała, a ja nie potrafiłem odmówić.
- Jasne – odpowiedziałem pewnie, ignorując nieco oburzone spojrzenie Mai i posłusznie obejmując drobną dziewczynę, uśmiechnąłem się do obiektywu. Tyle, że za nią przybiegła grupka nieco starszych koleżanek i rozmowa z nimi zajęła odrobinę dłużej niż planowałem. W końcu znalazłem się na miejscu kierowcy, pragnąc jak najszybciej opuścić parking. Byłem już po prostu zmęczony. Maia się nie odezwała. Nadal. Ale kiedy przejeżdżaliśmy koło spotkanych wcześniej dziewczyn i fotografa szatynka podniosła dłoń ze środkowym palcem uniesionym do góry. Posłała wszystkim złośliwy uśmiech i znowu spojrzała na przednią szybę. Lisa. Lisa niewątpliwie zachowałaby się tak samo. Miałem dosyć. Serdecznie dosyć tych jej humorków i tego, że nie może pogodzić się z rozwojem mojej kariery, zaznaczając przy tym, że Lisa jest dla niej kimś w rodzaju mentorki. Zatrzymałem się pod białym domem, zaciskając zęby.
- Idź już, Maia– rzuciłem krótko, ale kobieta ani drgnęła.
- Nie wchodzisz? – zapytała zdziwiona, a ja zaśmiałem się bezgłośnie.
- Cóż, nie mam siły użerać się z twoją przyjaciółką. Poza tym, chciałbym, żebyś przyjęła do wiadomości, że z nami koniec – powiedziałem pewnie, obserwując szok i gniew malujący się na twarzy mojej towarzyszki. – Nie wiń mnie. Próbowałem, jak sama zauważyłaś, wszystko naprawić, ale to jak się zachowujesz jest nie do przyjęcia. Mała kopia Lisy. Nie chcę takiej dziewczyny. Już po prostu do siebie nie pasujemy – wyjaśniłem spokojnie, ignorując łzy, które zebrały się w oczach szatynki.
- Cóż, ja uważam inaczej – odezwała się drżącym głosem. – Ale skoro tak zdecydowałeś, to wracaj do swojej Laury– dodała i czym prędzej wysiadła z auta, trzaskając drzwiami.
- Maia do cholery! – krzyknąłem z poirytowaniem, ale nie zawróciła. Wbiegła do domu, nawet się nie odwracając. Ukryłem twarz w dłoniach, kręcąc głową niedowierzająco. A potem po kilku minutach ruszyłem z podjazdu, próbując pozbyć się poczucia winy i pocieszając, że dzięki temu, co zrobiłem przynajmniej nie będę musiał oglądać Alissy Woodland po raz kolejny.

Lot miał przebiegnąć szybko i bezboleśnie. Siedziałem na fotelu – zwyczajowo obok Caluma– bez zainteresowania śledząc widoki za oknem. W głowie miałem mętlik. Nie wiedziałem czy żałować tego, co wczoraj zrobiłem czy może cieszyć się odzyskaną wolnością. Co jakiś czas zerkałem na Laurę siedzącą niedaleko i w ramach odskoczni zastanawiałem się nad tym co Calum przekazał mi dwa dni temu. Musiałem mu to przyznać. Była piękna.
- Przepraszam – usłyszałem nad głową i uniosłem wzrok. W reakcji na kobietę, którą miałem przed sobą  zamarłem. -  O, to ty Ross. Coś mi się właśnie zdawało, że widzę znajomą twarz – szepnęła Lisa, chichocząc niepokojąco.
- Co tu robisz? – zapytałem osłupiały, ale zielonooka wzruszyła ramionami, ukradkiem przyglądając się pannie Marano i układając usta w grymas.
- Myślę, że wiesz – odparła. – Muszę pomścić moją przyjaciółkę – szepnęła z zadowoleniem, powoli oddalając się ode mnie. Opadłem na siedzenie, wzdychając głęboko i pozostając w głębokim szoku. To musiał być koszmar. Lisa nie mogła lecieć za mną do Miami . Z drugiej strony, wiedziałem, że była do tego zdolna.
- Kto to? – spytał Paul z nutą ciekawości w głosie.
- Kłopoty – odparłem krótko.
~~~~
No to drugi ;3 Następny dodam jutro lub pojutrze ;))

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Miśkaa^.^

Rozdział 7

- Zdajecie sobie sprawę, że jesteśmy nieco do tyłu z materiałem? No właśnie, więc powtarzam żadnych niepotrzebnych atrakcji. Nie mamy na to czasu – powiedział Kevin, a wszyscy obecni uśmiechnęli się zdawkowo. Znajdowaliśmy się w samolocie zmierzającym prosto do centrum Los Angeles, gdzie czekała nas sesja promująca serial. Małymi kroczkami zbliżał się koniec pierwszej połowy sezonu i tym samym upragniona przerwa świąteczna. Ale na to co przede mną będę musiał poczekać. Machałem telefonem pokładowym, który aktualnie był ustawiony na tryb głośnomówiący, zastanawiając się jak bardzo Kevin musi być podirytowany, że sesja wypadła akurat w tym tygodniu. – Chcę was również poinformować, że kiedy wrócicie czeka was współpraca z Richardem Whitenem.*
- Kojarzę go – powiedziała Raini, odwracając się do mnie i spoglądając w stronę moją i Rossa przez szparę między siedzeniami. – Tylko nie mam pojęcia z kąt – zamyśliła się, a Laura siedząca obok blondynki zachichotała.- No dobrze, moje dzieci. Bawcie się i pozwólcie mi dalej pisać scenariusz. Heath przesyła pozdrowienia – rozległ się głos Kevina.
- Nawzajem. Do zobaczenia – odparłem kończąc połączenie i oddając aparat przechodzącej akurat stewardessie. Wszyscy wrócili do swoich zajęć. Raini zajęła się rozmową z Laurą, a po przeciwnej stronie Michael i Steven wrócili do oglądania jakiegoś filmu. Natomiast Kat* i Sara zajęły swoje miejsca, kilka metrów dalej, tym samym znikając mi z pola widzenia.
- To aż nie do wiary, że jesteś aż tak cichy – stwierdziłem, zerkając na siedzącego obok Rossa, który obojętnym wzrokiem śledził mijane przez nas chmury. Na dźwięk mojego głosu podniósł zdezorientowane spojrzenie i niedbale machnął ręką, dając mi do zrozumienia, że cokolwiek go trapi nie jest warte mojej uwagi.
- Chyba po prostu nie jestem w nastroju – stwierdził, krzywiąc się nieco.
- A przyczyna? – zagadnąłem, odkręcając butelkę z wodą i biorąc z niej dużego łyka.
- Powiedzmy, że dzisiejszy wieczór nie będzie zbyt miły – westchnął. – Muszę odwiedzić Maię, która jest wściekła jak nigdy. W dodatku nie mam pojęcia co zrobić, żeby nieco ją zmiękczyć. Nie należy do tego rodzaju dziewczyn, które rozpływają się na widok czekoladek czy kwiatów  – dodał, a ja zamyśliłem się na chwilę. Osobiście nie miałem takich problemów. Torrey była uosobieniem spokoju i kiedy wybuchała, musiała mieć ku temu dobry powód.
- Cóż, sytuacja nie brzmi dobrze – podsumowałem ze współczuciem. Ross westchnął ponownie, pocierając skronie i marszcząc czoło.
- Może jakoś się uda, o ile nie spotkała się jeszcze z Lisą* – mruknął naburmuszony. – To jej przyjaciółka, która jest dosyć…specyficzna – wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie. – W każdym razie nie przepadamy za sobą, chociaż to określenie jest zdecydowanie wielkim niedomówieniem.
- Tak z ciekawości – dlaczego z nią jesteś? – zapytałem, uśmiechając się lekko. – Oczywiście wiem, że taka rozmowa powinna się odbywać na jakieś imprezie po kilku kieliszkach dobrej wódki, ale chyba będziemy musieli przetrwać bez tego – Ross zaśmiał się lekko, wzruszając ramionami.
- Jako że staliśmy się już najlepszymi przyjaciółkami*, zdolnymi do zwierzeń, to przyznam ci się, Calum, że jest to dosyć skomplikowana sprawa. I obiecuję do tego wrócić, tak jak powiedziałeś podczas któreś z imprez.
- Och, daj spokój. Chociaż jakaś wskazówka. Zaspokój mój głód ciekawości– powiedziałem błagalnie.
- Po prostu – stwierdził niepewnie – Kiedyś była nieco inna. Urocza. Natomiast ostatnie wydarzenia należą zdecydowanie do ery nowej Mai– skrzywił się.
- A co myślisz o Laurze? – szepnąłem, pochylając się bliżej tak, by szatynka siedząca przed nami nie zdołała nic dosłyszeć i próbując ukryć chytry uśmiech wkradający się na moje usta. – Te oczy – podszepnąłem, porównując się w duchu do małego diabełka siedzącego na ramieniu głównego bohatera w większości kreskówek, kiedy tylko dochodziło do podjęcia jakieś znaczącej decyzji. Blondyn ściągnął brwi, spoglądając na mnie niepewnym wzrokiem.
- Chyba masz dziewczynę – zauważył, a ja wzruszyłem ramionami.
- Tak tylko mówię, jako że twój związek wisi na włosku – odpowiedziałem, kiedy w głośnikach rozległ się głos pilota z informacją o lądowaniu.

- Nie chcę tam wejść – szepnęłam do Laury, kiedy stanęłyśmy pod drzwiami studia. Kat, Sara i chłopaki weszli przed nami. Ja natomiast nie potrafiłam się zdobyć na dobrowolne przekroczenie progu. Szatynka westchnęła głęboko.
- I tak będziesz musiała to zrobić. Prędzej czy później, więc chodź i nie bój się. Jakby co jestem w pogotowiu – szepnęła pocieszająco, ciągnąc mnie za sobą.
- Wiesz czego najbardziej się obawiam? – zapytałam, ale dziewczyna pokręciła głową. – Że to Stevenowi da nauczkę, kiedy tylko go zobaczy – szepnęłam z przestrachem. Laura znała prawdę. Dowiedziała się o wszystkim niedawno i żałowałam, że to ja sama jej o tym nie opowiedziałam. Jednak kiedy tylko zaczęła pytać, przestałam się kryć. Stała się dla mnie przyjaciółką w bardzo krótkim czasie. Przemierzałyśmy białe korytarze w dosyć szybkim tempie. Byłam tu już nie raz. Tyler uwielbiał spędzać w tym studiu czas. Pracować nad zdjęciami, przerabiać je i przebywać w towarzystwie współpracowników. A właściwie to współpracowniczek. Pokierowałam Laurę w stronę pokoju makijażystek i weszłam do środka, nawet nie myśląc o pukaniu.
- Raini– powiedziała szatynka ze zjadliwym uśmiechem. Znała mnie, a ja od jakiegoś czasu wiedziałam, że stara się zwrócić na siebie uwagę Tylera. Sytuacja w którą się wpakowałam musiała jej bardzo odpowiadać.
- Cześć Kelly – odparłam na pozór spokojnie, mierząc ja wzrokiem. Przez twarz o ciemnej karnacji, po bardzo zwyczajne ubranie, aż do samych stóp. Zatrzymałam się nieco dłużej na fioletowych okularach spoczywających na jej nosie. Nie pasowały jej, ogólnie nie była w stylu Tylera. Na całe szczęście, make up’em i doborem mojego stroju zajęła się jedna z koleżanek Kelly, ona sama natomiast udała się do sąsiedniego pokoju, gdzie jak przypuszczałam skierowali się nasi kochani koledzy. Razem ze Stevenem. Przełknęłam ślinę, zakładając na siebie niebieską sukienkę i wracając na stare miejsce, a potem pozwalając rudowłosej kobiecie zająć się moimi włosami.
Wszystko zajęło w sumie około dwóch godzin. A potem z trzęsącymi dłońmi wkroczyłam do sali, w której zwykle urzędował Tyler. Wnętrze bardzo często się zmieniało. Tak samo jak rekwizyty. Tym razem na środku stało kilka krzeseł i kanapa, białe płótno zastąpił obraz przedstawiający sklep Sonic Boom. Kilka metrów dalej stał skórzany fotel, a na stole obok leżał aparat, któremu towarzystwa dotrzymywały różnego rodzaju obiektywy. Drzwi znajdujące się naprzeciw otworzyły się z hukiem, a do środka wkroczył dwudziestoczteroletni mężczyzna o krótkich czarnych włosach i kilkudniowym zaroście. Na sobie jak zwykle miał jedne z licznych par spranych jeansów i szarą koszulę, której trzy górne guziki nie zostały zapięte. Na szyi zwyczajowo nosił srebrny łańcuszek. Tyler, nie zauważając mojej obecności, leniwie podszedł do stołu, zabierając z niego aparat i zmieniając obiektyw. Potem z kieszeni wyjął rozpoczętego już batona i wziął do ust ostatni kęs, gniotąc papierek i zostawiając go na drewnianym blacie. Wszystkie te czynności były tak bardzo znajome i zwykle wywołałyby na mojej twarzy uśmiech, ale teraz poczułam w sercu żal i strach. Nadal żałowałam tego, co się stało i ostatnim na co miałam ochotę było powiedzenie Tylerowi i całej mojej dotychczasowej rzeczywistości ‚żegnajcie’. Ale w takim razie co będzie ze Stevenem? W tej samej chwili Laura stanęła obok mnie, w swojej fioletowej sukience, która ledwo sięgała kolan. Niestety jej obcasy wydały charakterystyczny stukot, sprawiając że Tyler podniósł na nas spojrzenie i zamarł. Z daleka dostrzegłam jak zaciska szczękę i jak mocniej ściska aparat. Był niesamowicie porywczy i wiedziałam jak bardzo musi być wściekły. Nie tolerował zdrady, nawet w postaci zwykłego pocałunku, chociaż byłam pewna, że nie raz zdarzyło mu się coś podobnego, jeśli nie coś więcej, podczas pracy z modelkami.
- Zapraszam, drogie panie – zawołał, nieco oschle, wskazując na krzesła, a ja spuściłam wzrok i posłusznie ruszyłam w ich stronę. Reszta towarzystwa szybko do nas dołączyła i nim się obejrzałam Tyler pokierował wszystkimi, jednocześnie wprawiając w życie swoją wizję tej sesji.
- Nie tak – syknął zirytowany po kilku minutach, opuszczając aparat i podchodząc do mnie pewnym krokiem. Delikatnie podniósł moją dłoń i ułożył ją na kolanie, mrużąc oczy, ale nie obdarzając mnie nawet spojrzeniem. Wiedziałam co robi. Starał się schować gniew do kieszeni i pamiętać, że jest w pracy, jednocześnie odkładając nasze porachunki na później. – Musisz patrzeć się w tę stronę – wskazał punkt na ścianie za sobą i ponownie odwrócił się przodem. – Zuchwale i z wyższością – dodał nieco obojętnie, cofając się kilka kroków. Zrobiłam jak kazał. Jednak to był jedyny raz, kiedy się do mnie odezwał. Następne wskazówki kierował do wszystkich, albo do każdego z moich przyjaciół osobno. Mnie ignorował.
- Chyba czas na przerwę – stwierdził po dobrej godzinie, wzdychając głęboko. – Dobra robota – rzucił jeszcze, siadając w swoim fotelu. Wszyscy zaczęli się wycofywać. A ja mimo zachęcana przez Laurę, ruszyłam w stronę Tylera, przygryzając dolną wargę.
- Nawet się nie przywitałeś – zaczęłam nieśmiało, kiedy zostaliśmy całkowicie sami.
- Najwidoczniej, uznałem to za zbędne – rzucił obojętnie, oglądając zdjęcia i nie podnosząc na mnie wzroku.
- Tyler – zaczęłam, ale szybko mi przerwał.
- Daruj sobie, Raini. Nie chcę twoich wyjaśnień – uciął oschle.
- Byłam pijana – zaczęłam, ignorując jego wypowiedź i sprawiając, że w końcu spojrzał na mnie nieco rozbawiony.
- I to cię usprawiedliwia? – zakpił, wywołując u mnie pozycję bojową. Taka byłam od zawsze i teraz instynktownie przeszłam z obrony do ataku.
- Och, nie skądże, jestem winna, bo całowałam się z kolegą z pracy. Tylko, że tobie takie sytuacje zdarzały się niezliczoną ilość razy, a ja jak głupia to ignorowałam – uniosłam głos, a Tyler wstał. Był ode mnie wyższy i to sporo. Chociaż obcasy dodawały mi kilka centymetrów, to i tak musiałam zadrzeć głowę, żeby spojrzeć chłopakowi w oczy.
- To co innego – syknął.
- To to samo – odpyskowałam.
- Kochanie, ciebie przyłapali. Mogłaś popsuć nie tylko swój, ale i mój wizerunek – wyjaśnił, uspokajając się nieco.
- Więc chodziło ci tylko o wizerunek? Jesteś ze mną dla wizerunku? – zapytałam nieco piskliwie, a w moich oczach mimowolnie zebrała się słona ciecz.
- Nie – zaprzeczył szybko, nieco zirytowany, a jego rysy całkowicie złagodniały. – To po prostu mogło się nam obojgu nie przysłużyć. Nie mam ci tego za złe, po prostu jestem cholernie zazdrosny i odrobinę zły – szepnął, podchodząc bliżej i łapiąc mnie za ręce.
- To dlaczego powiedziałeś tym reporterom… – zaczęłam, ale przerwałam, czując, że Tyler zaśmiał się cicho.
- Jesteś w tej branży tyle lat i jeszcze nie nauczyłaś się, żeby nie wierzyć plotkom i nie czytać tych durnych stron? Z nikim nie rozmawiałem – zapewnił mnie, a ja zamknęłam oczy, wtulając się w niego mocno.
- Boże, jaka jestem głupia – szepnęłam, a Tyler pogładził mnie po włosach. Nie potrafiłam go zostawić. Nawet jeśli jeszcze niedawno słowa Stevena, o tym, że mój chłopak mnie olał wydawały się prawdziwe, teraz do mnie nie trafiały. Nie kiedy ten sam chłopak, przytulał mnie do siebie, a potem składał pocałunki na moich ustach.

- Steven, mógłbyś zostać na chwilę? Chodzi o zdjęcia – zawołałem, na tyle głośno, żeby Raini była w stanie to usłyszeć. Właśnie skończyliśmy i dziewczyna udała się do garderoby, posyłając mi przed tym delikatny uśmiech. Ciemnowłosy  podszedł do mnie pewnym krokiem, a ja korzystając z okazji i chwili jego nieuwagi, zamachnąłem się celując pięść prosto w szczękę chłopaka. Upadł na ziemię, ale szybko otrząsnął się i wstał, bardzo chętny do kontynuowania bójki, jednak zwinnie uchyliłem się przed jego ciosem, a potem złapałem za kołnierz jego koszuli i przycisnąłem go do ściany.
- Radzę ci darować sobie podchody i zostawić Raini w spokoju, bo o ile mi wiadomo, nadal jest zajęta – warknąłem. Nim zdążył odpowiedzieć znowu  wylądował na ziemi.
- Gdybym tylko chciał, mogłaby cię rzucić – wychrypiał z trudem, a ja pokręciłem głową z dezaprobatą.
- Zła odpowiedź, kochasiu – rzuciłem, podchodząc do niego i z całej szyi kopiąc w brzuch. Steven skulił się, a ja chwyciłem aparat i opuściłem pomieszczenie.

*chciałabym przypomnieć – Lisa jest oczywiście postacią fikcyjną ;p
*Matt Devis oczywiście nie występuje w naszym serialu, ale mam co do niego pewne plany ^^
*nie nie ma tu błędu – pisze to całkowicie świadomie ;p
~~~~
No więc jeden jest :) Mam nadzieję, że się podoba ;p

Przepraszam!

Tak tak. Rozdział miał być zdecydowanie wcześniej -.- ale jak wróciłam znad morza to musiałam się pakować bo znowu jechałam za granicę, a w między czasie mój laptop był zepsuty :/ Więc w ramach wynagrodzenia dodam 2 może 3 rozdziały ;))
I jeszcze raz strasznie przepraszam :C

Miśkaa^.^