środa, 2 lipca 2014

Rozdział 6

Otworzyłem oczy ze zdezorientowaniem rozglądając się po pokoju i ściągając brwi. Wnętrze było znajome, a Laura, która leżała na mojej klatce piersiowej dała mi nieco do myślenia. To był jej pokój, a ja powoli zaczynałem sobie przypominać jak się tu znalazłem i co powiedziała mi szatynka o Mai. Przecież ona wcale nie była taka zła. Jednak nie zastanawiałem się nad tym długo, bo drzwi otworzyły się na oścież i do środka wparowała wspomniana wcześniej dziewczyna z fałszywym uśmiechem na ustach.
- Wyglądacie razem tak słodko! – krzyknęła udając zachwyt i wkładając w to zdanie tyle ukrytego jadu, ile tylko się dało. Zmrużyłem oczy, spoglądając na niczego nieświadomą Laurę i starając się ją delikatnie przesunąć.
- Byłaś tu wcześniej? – zapytałem niewinnie, a Maia prychnęła zaprzestając swojego małego pokazu.
- Próbuję cię obudzić od dobrych kilku godzin, ale ani drgnąłeś. A i wiesz, gdzie teraz powinnam być? Na lotnisku, a za pół godziny w samolocie i w drodze do Los Angeles. A ty i Laura– powiedziała, krzywiąc się. – W pracy. Nie zliczę ile razy dzwonił twój telefon.
- I nie odebrałaś? – syknąłem z wyrzutem, podrywając się do góry, budząc przy tym brunetkę, która jęknęła cicho i podniosła na mnie zaspane spojrzenie.
- Nie ruszam tego, co nie należy do mnie – odparła, opierając się o framugę drzwi. – Mam nadzieję, że mnie odwieziesz – dodała, a ja posłałem jej tylko przepraszające spojrzenie. – Nie odwieziesz?
- Zaraz muszę być na planie. Weźmiesz taksówkę – rzuciłem w odpowiedzi, lekko potrząsając Laurą.
- Co się dzieje? – zapytała półprzytomna, obserwując mnie błędnym wzrokiem.
- Musimy jechać do pracy, szybko – powiedziałem, a dziewczyna tylko westchnęła.
- Nie mam siły – powiedziała ze smutkiem, a ja mimowolnie zaśmiałem się na widok jej naburmuszonej miny. Co na pewno nie spodobało się Mai. Opuściła pokój bez słowa, a potem usłyszałem tylko trzask drzwi frontowych. Później znajdę czas na przepraszanie jej czy wynagrodzenie tego, co się stało. Załatwię to wszystko za jednym zamachem, kiedy tylko za kilka dni sam polecę do LA.
- Wstawaj, śpiochu – ponagliłem Laurę , sam chwytając telefon, sprawdzając nieodebrane połączenia i ruszając do łazienki w celu szybkiego odświeżenia się.

Wszyscy już wiedzieli. Wystarczyło kilka godzin, żeby zdjęcia obiegły internet. Nie byłam w stanie pracować. Teraz, kiedy już wytrzeźwiałam, czułam się okropnie. Na moje szczęście były kręcone tylko te sceny w których udziału nie brali Ross i Laura. Oboje byli nieobecni, a ja jako że zazwyczaj kręciłam ujęcia z szatynką, siedziałam w swojej garderobie, przykładając do głowy butelkę wody. Jak mogłam być aż taka głupia? Tyler mi tego nie wybaczy. Steven też miał dziewczynę, więc nie było szans na jakikolwiek udany związek i wymówki o miłości. To był impuls, nic nie znaczący pocałunek. Tylko jak to wytłumaczę? Zaklęłam głośno, rzucając plastikową butelką o ścianę i chowając twarz w dłoniach. Bałam się nawet myśleć o tym, co niedługo się wydarzy. Moja reputacja została wystawiona na próbę, a świadomość, że Tyler niedługo się dowie, była nie do zniesienia.

- Przepraszam, przepraszam. Tak strasznie przepraszam! – krzyknęłam, nieco zdyszana wbiegając na plan i trafiając akurat na przerwę. Heath obrócił się w moją stronę ze zdziwioną miną. Nie był zły. Nigdy się nie złościł. Potrafił zrozumieć wszystko i wszystkich. To Kevina obawiałam się bardziej. Mimo swojego poczucia humoru, był trochę jak surowy ojciec, którego wybuchu bała się większość naszej filmowej rodziny.
- Nigdy więcej nie będę z nią przebywał w jednym pomieszczeniu, kiedy jest po kilku kieliszkach – usłyszałam głos Caluma, który pojawił się znikąd, ratując mnie i Rossa przed piorunującym spojrzeniem naszego szefa. – A Torrey tym bardziej. Ledwo zwlekła się z łóżka. Jesteś po prostu nieobliczalna – rzucił, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Rozumiem, że wczoraj była impreza, ale nie radziłbym następnym razem doprowadzać się do takiego stanu, jeśli na następny dzień mamy kręcić – rzucił tylko Kopelow, odchodząc nieco dalej.
- Nie przejmuj się, szybko mu przejdzie – dorzucił Heath po chwili, uśmiechając się ciepło i ruszając w ślady Kevina. Odetchnęłam z ulgą, spoglądając na Rossa z satysfakcją.
- Widzisz? Nic się nie stało – powiedziałam, a blondyn pokręcił głową z dezaprobatą.
- I tak tak zgadzam się z Calumem. Módlmy się, żebyś nigdy więcej nie doprowadziła się do takiego stanu – zaśmiał się. -  I żebyśmy nigdy więcej nie skończyli w jednym łóżku, tak jak wieczorem – mruknął już ciszej i nieco innym tonem, a potem odszedł, ciągnąc Worthy'ego za sobą. Zmarszczyłam czoło, spoglądając za nim zdziwionym wzrokiem i starając się przypomnieć sobie, co takiego mogło skłonić go do powiedzenia czegoś takiego. Przecież nic tak naprawdę się nie stało. Ale chwilę potem moją twarz przyozdobiło całkowite zrozumienie. Maia. Musiała nas widzieć i musieli się pokłócić. A do tego, zdaje się, że powiedziałam mu, że bardzo cieszę się z jej wyjazdu. Idiotka ze mnie. Nie dziwne, że jest odrobinę zły. W końcu tak czy inaczej, to przecież jego dziewczyna. 
-Laura ! – wykrzyknęła Sara Snow, podbiegając do mnie i rzucając się na szyję. Obrzuciłam ją zdezorientowanym wzrokiem i uświadomiłam sobie, że przecież była nieobecna przez ostatnie kilka dni, a wczoraj, kiedy pojawiła się na przyjęciu, nawet się z nią nie przywitałam.
- Jak się czujesz? – zapytałam, wiedząc, że jej zniknięcie spowodowane było krótko trwającym, ale nieco poważniejszym, jak sama to nazywała, przeziębieniem. Nie znałam szczegółów, wiedziałam tylko, że omal nie nabawiła się zapalenia płuc.
- O wiele lepiej – odparła wesoło. – O, i miałam ci przekazać, że jutro dostaniesz już nowy scenariusz. Z  tego, co mi wiadomo ktoś dołącza do obsady.
- Wiadomo kto? – zapytałam zaciekawiona, ale tylko wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Chyba będziemy miały niespodziankę – uśmiechnęła się tajemniczo, ale wyszedł z tego, tylko zabawny grymas.
- Co z lekcjami stepowania? – zapytałam, próbując ukryć uśmiech, a blondynka zaśmiał się lekko.
- Myślałam, że zapomniałaś. A tu proszę, miłe zaskoczenie – odpowiedziała, wyraźnie ożywiona. – Zaczynamy, kiedy tylko będziesz miała chwilę – zadecydowała, kiedy Willa, jedna z charakteryzatorek i zarazem stylistek, pomachała do mnie energicznie, przywołując mnie do siebie. Przeprosiłam Sarę i jak najszybciej udałam się w jej stronę.

Włączyłam laptopa, nadal korzystając ze swojej przedłużającej się przerwy i mimowolnie wpisałam adres pierwszej lepszej strony, która jako jedna z wielu, utrzymywała się z rozsiewania plotek. Ale ostatni post, jaki zobaczyłam wcale nią nie był. Na ekranie widniały zdjęcia moje i Stevena oraz dosyć spory artykuł poświęcony wczorajszemu wydarzeniu. Oczywiście pomijając fakt, że połowa okazała się nieprawdą, to moją uwagę przykuły nie tyle sprawdzone informację, co dopisek niemal na samym końcu tekstu.

Pocałunki mogły wydawać się niewinne, ale co na to chłopak panny Rodriguez czy dziewczyna Smitha.
- Po prostu mnie zdradziła. Nie ma o czum mówić – powiedział naszemu redaktorowi Tyler Shields z samego rana. Czy znany fotograf i wieloletni chłopak Raini poczuł się zraniony? I czy ich związek przetrwa? A co stanie się z Stevenem i Chelsea Staub , kiedy dziewczyna w końcu dowie się o wczorajszych wydarzeniach? Na te i wiele innych pytań nasi ludzie szukają odpowiedzi. Śledźcie  stronę, aby dowiedzieć się więcej.
Zatrzasnęłam komputer, ze złością zrzucając go na podłogę. Akurat średnio interesowało mnie czy go uszkodzę. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Nawet nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Porozmawiać z dziennikarzami? Głupi pomysł. Z Tylerem ze swojej inicjatywy? Chyba jeszcze gorszy. Wstałam i ze zrezygnowaniem ruszyłam w stronę garderoby Stevena. Zapukałam cicho i uchyliłam drzwi. Ciemnowłosy siedział przy biurku z zainteresowaniem śledząc kolejne linijki scenariusza. Po chwili podniósł wzrok, uśmiechając się szeroko.
- Cześć – przywitał się, a ja przysiadałam na krześle stojącym nieopodal.
- Przyszłam, bo tak właściwie nie wiem, co mam zrobić – rzuciłam bez namysłu, a chłopak zmarszczył czoło.
- O co dokładnie chodzi? – zapytał zdezorientowany i tym razem to ja odpowiedziałam zdziwieniem.
- Włączałeś dzisiaj komputer? – spytałam zaciekawiona, ale zaprzeczył. – Przecież w internecie roi się od naszych zdjęć! – wykrzyknęłam, widząc jego obojętność. – Naprawdę się nie przejmujesz?
- Nie – odparł wesoło. – A wiesz dlaczego? Bo wcale nie żałuję tego, co się stało.
- Ale przecież masz dziewczynę – szepnęłam, będąc w ciężkim szoku. – Przecież… Jak to nie żałujesz do cholery?- jęknęłam zrezygnowana.
- Ty żałujesz?
- Oczywiście. Mój związek się wali, prasa już dopadła Tylera. On już wie – powiedziałam z przejęciem.
- Olał cię, a ty jeszcze się nim przejmujesz? Jestem w stanie się założyć, że nawet nie zjawi się tutaj, żeby cokolwiek wyjaśnić. Pewnie nawet nie zadzwonił – powiedział już ciszej, jakby czytając mi w myślach. – Przykro mi, że muszę to powiedzieć, Raini, ale wygląda na to, że wcale nie jesteś dla niego ważna. Był z tobą, bo było mu tak wygodnie – dodał, a ja oparłam się o ścianę, przymykając oczy. Miał rację. Ten głupek, który stał przede mną miał rację. 
- Tylko ci się wydaje – mruknęłam słabym głosem, próbując powstrzymać łzy, cisnące się do oczu i pociągając kilka razy nosem.
- Naprawdę mi przykro, słonko – rzucił w odpowiedzi i nie czekając na przyzwolenie, przytulił mnie.
- A co z Chelsea? – wyszeptałam, a chłopak wzruszył ramionami.
- Jakoś sobie poradzę – odpowiedział, gładząc mnie po włosach.

- Ach, Laura– usłyszałam Caluma, kiedy właśnie zakładałam na siebie bluzkę, którą dała mi Willa. Przewróciłam oczami, odwracając się w jego stronę.
- Naprawdę masz wyczucie czasu – rzuciłam w odpowiedzi, patrząc jak siada w fotelu. Jedynym fotelu, znajdującym się w mojej garderobie i z zainteresowaniem przygląda się tablicy zajmującej pół przeciwległej ściany. Wszyscy uwielbiali pisać na niej wiadomości skierowane do mnie, czy po prostu składać na niej swoje autografy, kiedy tylko chociaż na moment opuściłam garderobę.
- Po co właściwie przyszedłeś? – spytałam zaciekawiona, zmieniając spodnie i wcale nie przejmując się obecnością Caluma. W końcu byłam tak jakby u siebie.
- Przyszedłem wyjaśnić jedną rzecz – odparł tajemniczo. – Wiesz, kiedy byłaś pijana, Torrey wspominała coś o tym, że wpadłem ci w oko – powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko. – Nie śmiej się, po prostu nie chce, żeby wyszło z tego jakieś nieporozumienie.
- Nie twierdzę, że nie jesteś przystojny, wręcz przeciwnie i popieram twoją dziewczynę w stwierdzeniu, jaki jesteś zajebisty. Ale to nie serial, tylko rzeczywistość. Nie mam zamiaru odbijać chłopaka własnej siostrze -  odpowiedziałam z uśmiechem. Wróciły już do mnie wszystkie wspomnienia z wczoraj, w tym również związanie się siostrzanymi relacjami z Torrey. Jeśli natomiast chodzi o ból głowy, to na szczęście, zmniejszał się z każdą minutą.
- Cieszę się – odparł, jakby z ulgą. – Bo wiesz mam nadzieję, że twoja siostra zostanie ze mną na dłużej – posłał mi uśmiech wstając.
- Jak długo?
- Bardzo długo.
- A czy ja przypadkiem nie wpadłam ci w oko? – zaśmiałam się cicho. – W końcu niewiele brakuje mi do Torrey. Jesteśmy podobne – rzuciłam dla rozluźnienia atmosfery.
- Nie twierdzę, że nie jesteś z moim guście – zaczął, przedrzeźniając mnie. – Nie tak na serio, to myślę, że zwróciłaś się do niewłaściwego chłopaka – dodał tajemniczo.
- O co ci chodzi? – krzyknęłam zaciekawiona, kiedy już przekraczał próg drzwi.
- Myślę, że wiesz – stwierdził, mrużąc oczy. – Ross.
- Ross ma dziewczynę – odpowiedziałam, z miejsca robiąc się nieco przygnębiona.
- Co nie znaczy, że nie zwraca uwagi na inne, które są bardziej godne jego uwagi – powiedział, znacząco zerkając na mnie, uśmiechając się lekko, a potem opuszczając pomieszczenie. 
~~~~~
Hej! Nudziło mi się więc coś tam nabazgrałam. Mam nadzieję że się podoba ;) Dzisiaj wyjeżdżam więc i wrócę za 10/11 dni i nie bd notki :)
Miśkaa^.^

Rozdział 5

Razem z Raini podjechałyśmy pod jeden z ekskluzywnych barów, gdzie miała odbyć się impreza. Dziewczyna musiała nieźle się natrudzić, żeby znaleźć miejsce dla swojego samochodu, a niemały tłumik stający przed wejściem wcale tego nie ułatwiał. Wysiadłyśmy i jakimś cudem przecisnęłyśmy się do środka, rozdając po drodze autografy i korzystając z niewielkiej pomocy ochrony stojącej przy wejściu. W środku impreza trwała już tak naprawdę w najlepsze. Zauważyłam kilka znajomych mi twarzy, a reszta obecnych jak sądziłam była osobami towarzyszącymi. W tle oczywiście grał jakiś wynajęty zespół, ale nie wyglądało na to, żeby ktoś był już na tyle pijany, żeby wyjść na parkiet. Stanęłam na palcach i rozejrzałam się dookoła. Heath i Kevin zajmowali jeden ze stolików stojących na podwyższeniu. Gdzieś obok mignęła mi dziewczyna grająca tancerkę ale po Calumie i Rossie nie było śladu.
- I co dalej? – szepnęłam do Raini, a brunetka wzruszyła ramionami przyglądając się różnokolorowym lampionom zawieszonym tuż pod sufitem.
- Bawimy się – odparła, patrząc na mnie z uśmiechem. – Wiesz, to życie, cieszmy się nim. Steven!– krzyknęła nagle podbiegając do odtwórcy roli tancerza i łapiąc go za ramię. – Z kim przyszedłeś?
- Z nikim – wzruszył ramionami. – Moja dziewczyna jest zajęta – dodał po chwili zamyślenia.
- Cudownie! – wykrzyknęła Raini. – Będę miała z kim pić, bo wiesz nie lubię sama, a nie jestem pewna czy Laura byłaby w stanie powstrzymać mnie od głupot, jeśli byłybyśmy tak samo wstawione – stwierdziła, rzucając mi rozbawione spojrzenie i ciągnąc chłopaka w stronę baru.

- Czy to nie Laura? – zapytała Maia jadowicie, spoglądając w stronę wejścia. Odwróciłem się, palcami nadal wystukując rytm na blacie baru, a kontem oka obserwując Raini i Stevena siadających nieopodal.
- Uspokój się – westchnąłem bezsilnie, biorąc do ręki szklankę z alkoholem podaną przez barmana. Szatynka wzruszyła obojętnie ramionami, zabierając mi naczynie i upijając kilka łyków.
- Tylko mówię – stwierdziła, odwracając wzrok.
-Ross ! – usłyszałem znajmy głos i z uśmiechem wyszedłem naprzeciw Caluma, który zmierzał w moją stronę z uroczą brunetką u boku. Dziewczyna była naprawdę drobniutka, ale to zdecydowanie dodawało jej uroku.
- Miło cię tu widzieć – stwierdziłem. – A twoja ‚walentynka’ to? – uniosłem pytająco brwi, a ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko wyciągając rękę.
- Torrey DeVitto– przedstawiła się, a ja uścisnąłem jej dłoń.
- Ross, a to jest… – zacząłem rozglądając się za swoją dziewczyną, ale okazało się, że stała tuż przy mnie.
- Maia – dokończyła posyłając wszystkim swój firmowy, nieco sztuczny uśmiech.
- Hej, królewno – krzyknąłem w stronę przechodzącej obok nas Laury, która odwróciła się niechętnie. – Zamierzasz nas ignorować? – spytałem, a szatynka założyła ręce na piersi, podchodząc odrobinę bliżej.
- Kiedy przyjdzie mi do głowy plan na szatańską zemstę, wtedy prawdopodobnie zacznę się do was zbliżać i gasić waszą czujność – zakończyła szeptem, wywołując cichy śmiech rudzielca. – Laura– przedstawia się podchodząc do Torrey i uśmiechając się ciepło.
- Co jej zrobiłeś? – zapytała DeVitto, spoglądając na Caluma, a on sam tylko wzruszył ramionami.
- Przestawili mi samochód – wyjaśniła Marano wywracając oczami, a Torrey ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Napijesz się ze mną? – zapytała brunetka po chwili milczenia, a Laura skinęła głową.
- Czemu nie? – odpowiedziała podążając za nowo poznaną koleżanką i zostawiając nas w tyle.

- Nie wydaje się sympatyczna – stwierdziła Torrey kilka godzin później, kręcąc się na obrotowym, czerwonym fotelu ze szklanką alkoholu w ręce.
- Bo nie jest – odparłam. – Ale nawet nie o to chodzi, jest taka oschła w stosunku do innych. Nie wiem, co Ross w niej widzi. To jak zakochać się w kamieniu – przechyliłam głowę, dolewając sobie szkockiej i wypijając wszystko na raz. – Ty jesteś inna, moja siostro – dodałam, a Torrey zaśmiała się, zatrzymując fotel.
- Dziękuję, siostro, o ile był to komplement – mruknęła w odpowiedzi, dolewając nam alkoholu i zbliżając swoją szklankę do mojego kieliszka, by po chwili rozległ się charakterystyczny dla toastów brzdęk.
- Za siostry – zaśmiała się, podnosząc szklane naczynie do góry.
- Nie sądzisz, że już wystarczy? – usłyszałam Caluma, który nagle pojawił się obok i przysiadł na kanapie koło mnie. – Jutro wylatujesz z samego rana – przypomniał, a brunetka wywróciła oczami.
- Calum, jesteś taki zajebisty, ale tym razem popsułeś mi mój wieczór z siostrą – odpowiedziała z wyrzutem w głosie. – Ale masz racje – dodała z rezygnacją. – Jednak za nim pójdę w siną dal, muszę zdradzić ci sekret. A jako, że jesteś chyba tylko odrobinę mniej wstawiony niż my, miejmy nadzieję, że do jutra o tym zapomnisz – szepnęła, przesiadając się bliżej. – Osobiście myślę, że podobasz się Laurze– zachichotała, a ja spojrzałam na nią osłupiała, chwilę potem wybuchając gromkim śmiechem.
- Co my z tym zrobimy? – zapytałam, udając zmartwienie. – Przecież jesteśmy siostrami, chłopak nie może nas poróżnić – przyłożyłam dłoń do serca spuszczając głowę.
- Pomóż mi, stary – szepnął Calum błagalnie, a ja podniosłam spojrzenie, obserwując rozbawionego Rossa, siadającego naprzeciwko.
- Zabierz Torrey do domu, ja z nią zostanę – wskazał na mnie ręką w której trzymał szklankę z brunatnym płynem. Whisky? – Gdybyś nie miał nic przeciwko Maia pojechałaby z wami. Chce już wyjść – poprosił, a Calum skinął głową, pomagając Torrey wstać. Brunetka zachwiała się, ale po kilku sekundach złapała równowagę. Podeszła do mnie i uścisnęła.
- Będę cię teraz zapraszała na wszystkie imprezy – zaśmiała się, a ja przytaknęłam.
- Nie zawiodę i się zjawię – odparłam, a potem zostałam sama z brunetem. Widziałam jak Calum i Torrey żegnają się z kilkoma osobami i wychodzą. A za nimi kroczy lekko zdenerwowana Maia.

- Co ty chcesz jeszcze wiedzieć? – westchnęłam pochylając się nad swoją szklanką. – Znasz mnie już chyba lepiej niż ja sama. Może piecie z tobą to nie był dobry pomysł? – zastanowiłam się chwile, ale jakoś nie mogłam dojść do jakieś logicznej odpowiedzi na to pytanie. Moje myśli po prostu odmawiały mi posłuszeństwa.
- We mnie jak w studnie – mruknął w odpowiedzi, a ja zmarszczyłam brwi.
- A nie mówi się jak w grób albo otchłań? – spytałam niepewnie, a Steven zaśmiał się lekko.
- Sam nie jestem pewien. Pomyślimy jutro.
- To dobry pomysł.
- Jednej rzeczy nie rozumiem – podjął po chwili. -  Na co dzień wcale nie wydajesz się zrozpaczona tym, że Tyler cię olewa.
- To nie do końca tak, że mnie olewa – westchnęłam, opierając głowę o zimny blat. – Czasami po prostu wydaje mi się, że te przeklęte modeliki są ważniejsze. Dziś na przykład nie przyjechał tylko dlatego, że sam został zaproszony na imprezę organizowaną przez jedną z nich. A ja nie chciałam was tutaj opuszczać. Poza tym byłam z nim ostatnio i tym razem uznałam, że będę mu tylko przeszkadzać – zakończyłam przymykając oczy.
- Czyli, kiedy on olewa ciebie ty olewasz jego? W końcu zawsze niezależnie od sytuacji jesteś okropnie radosna – stwierdził próbując ukryć uśmiech.
- Staram się nim nie przejmować. Nie słyszałeś nigdy, że najsmutniejsi ludzie zawsze są uśmiechnięci? – mruknęłam cicho.
- A więc to tylko przykrywka – stwierdził, rozwiewając swoje wątpliwości.
- Jest mi cholernie duszno – jęknęłam, czując jak muszę się natrudzić, żeby wziąć głęboki wdech.
- Chodź, przewietrzysz się – powiedział szatyn, pomagając mi wstać. Niestety, w połowie drogi potknęłam się i gdyby nie on, wylądowałabym na podłodze. Nie byłam w stanie iść dalej, a oddychało mi się coraz trudniej, więc Steven czym prędzej wziął mnie na ręce, wychodząc na zewnątrz przez tyle wyjście. Delikatnie postawił mnie na ulicy, a ja łapczywie wzięłam kilka głębszych wdechów.
- Boże, dziękuję – szepnęłam z ulgą nadal podtrzymując się ramienia chłopaka. Przymknęłam oczy, ale na nieszczęście straciłam równowagę i przechyliłam się w tym i gdyby nie ściana z pewnością razem z moim towarzyszem wylądowalibyśmy na twardym betonie.
- Wszystko ok? – spytał zaniepokojony, a ja odwróciłam się w jego stronę, tak że nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Przechyliłam głowę, a potem wszystko wydarzyło się naprawdę bardzo szybko. Steven wpił się w moje usta, przyciągając bliżej siebie. Poczułam jak mimowolnie delikatnie zgniata w dłoni tył mojej niebieskoczarnej sukienki, a później wszystko prysło. Zobaczyłam błysk flesza i charakterystyczny ‚klik’ towarzyszący aparatom, do którego w sumie powinnam przywyknąć mając chłopaka, który praktycznie nie rozstawał się ze swoim sprzętem. Odwróciłam się lekko przerażona, a widok jaki zastałam wcale mnie nie pocieszył. Tuż za ogrodzeniem stał jeden z paparazzich, posyłając mi pobłażliwy uśmiech. Robił kolejne zdjęcia, ale szybko otrząsnęłam się z szoku i pociągnęłam Stevena za rękaw koszuli, którą miał na sobie, wciągając z powrotem do baru i zatrzaskując za sobą drzwi.

- Nie chce jechać do domu – jęczałam, kiedy Ross siłą próbował wepchnąć mnie do taksówki i zabrać piwo, które miałam przy sobie.
- Wiesz, to niedobrze mieszać alkohole – zauważył po raz tysięczny, a ja po raz tysięczny wzruszyłam ramionami.
- Pomyślę jutro – odparłam w końcu ze zrezygnowaniem wsiadając do samochodu, kiedy Ross podszeptywał, żebym nie robiła sensacji, bo zaraz zbiegnie się tłum ludzi i fotoreporterów. Oparłam głowę na jego ramieniu, kiedy samochód ruszał spod baru i przymknęłam oczy. Ale kiedy je otworzyłam okazało się, że jestem już we własnym pokoju, a brunet grzebie w otwartych kartonach w poszukiwaniu koca. Po kilku chwilach wyciągnął z jednego z nich fioletowe nakrycie i delikatnie mnie przykrył, ale kiedy już miał odejść, złapałam go za rękaw marynarki, zmuszając do tego, aby się pochylił.
- Wiesz, wiem, że Maia jutro wyjeżdża i w sumie się cieszę – szepnęłam bełkotliwie. – Ale nie zostawiaj mnie samej – dodałam po chwili.

Położyłem się obok Laury, obiecując sobie w duchu, że kiedy tylko dziewczyna uśnie wrócę do siebie. Tak jak przypuszczałem alkohol sprawił, że szybko przeniosła się w objęcia morfeusza, ale kiedy już miałem wstawać, przylgnęła do mnie jak mała dziewczynka, wtulając się w koszulę. Westchnąłem zrezygnowany z zamiarem oderwania szatynki od siebie, ale kiedy na nią spojrzałem, okazało się, że nie jestem w stanie. Wyglądała tak uroczo i spokojnie, że nie miałem serca tego burzyć. Oparłem głowę o poduszkę nadal się jej przypatrując i nawet się nie spostrzegłem, kiedy i ja zasnąłem.
~~~~
Dobra rozdział napisany 💙 Mam nadzieję że się podobało 😊 Big Kiss 💋
Miśkaa^.^

Rozdział 4

- Chodź ze mną – jęknąłem przeciągle przekręcając się na bok i przyglądając malującej paznokcie u rąk Mai.
- Mam spędzić ostatni wieczór tutaj przez pół nocy musząc oglądać twarzyczkę twojej ukochanej Laury? – westchnęła przeciągle, a ja ściągnąłem brwi. Obrzuciłem wzrokiem pokój nadal pełny kartonów i porozrzucanych ubrań. Zmieniłem pozycję tak, aby lepiej widzieć Maię. Niestety, koce wylądowały na podłodze, sprawiając, że dziewczyna została jedynie w kusej koszuli nocnej, a ja w jeansach, których jakimś cudem nie zdjąłem wczorajszego wieczoru. Ale niezbyt jej to przeszkadzało. Nadal jak zaklęta wykonywała precyzyjne ruchy małym pędzelkiem, nakładając kolejne warstwy koloru na paznokcie.
- Jesteś zazdrosna? – zaśmiałem się cicho, a szatynka natychmiast odstawiła lakier i wyciągnęła spod mojej głowy małą poduszkę, uderzając mnie nią delikatnie.
- Może powinnam po tym, co wczoraj odstawiła – fuknęła, gniewnie mrużąc oczy. – Kim ona jest, tak po prostu tu sobie wchodzić.
- Pamiętaj, że bądź, co bądź to nadal jej mieszkanie – westchnąłem.
- To też mi się nie podoba – rzuciła, wracając do przerwanej czynności.
- Poza tym – kontynuowałem, ignorując jej wypowiedź. – Pamiętaj, że to ja przestawiłem jej ten samochód. Mogła się zdenerwować, taki był zresztą cel.
- Nie przekonałeś mnie. Nadal nie mam ochoty iść na tą przeklętą imprezę. Poza tym, czy ona nie jest zamknięta? Wiesz, tylko członkowie ekipy i te sprawy? – zamyśliła się, a ja pokręciłem głową, kładąc poduszkę na jej stare miejsce.
- Dla członków ekipy i osób towarzyszących – poprawiłem ją cierpliwie. Miała trudny charakter i była uparta, ale zawsze niesamowicie mnie to bawiło. – Do Caluma też przyjeżdża dziewczyna. Niby następnego dnia już wylatuje, ale powinni się pojawić. Może się polubicie – Maia rzuciła mi pełne wątpliwości spojrzenie. – Na pewno jest lepsza od Lisy – mruknąłem z przekąsem i tym razem to dziewczyna westchnęła.
- Cały czas się jej czepiasz.
- Bo jej nie lubię – odparłem, krzywiąc się znacząco. – Jest pyskata i bezczelna. Nie ma w niej nic ciekawego. Nie mam pojęcia dlaczego w ogóle z nią rozmawiasz.
- Skończmy już – ucięła oschle szatynka. – Nie chce się znowu o nią z tobą pokłócić. Poza tym myślałam, że zdążyłeś już przywyknąć. Mniejsza o to. Pójdę z tobą na to twoje przeklęte przyjęcie – odpowiedziała ze zrezygnowaniem, wywołując na mojej twarzy uśmiech.
- Cieszę się.

- Czy to Laura Marano? – rozległo się gdzieś za mną, a ja z westchnieniem zdjęłam okulary przeciwsłoneczne, odwracając się tyłem do sklepowej wystawy i obdarowując uśmiechem dwie nastolatki, które natychmiast podbiegły do mnie, wyciągając z torby kartki i długopis. – Można prosić o autograf? – zapytała niższa z brunetek, a ja delikatnie skinęłam głową, biorąc do ręki jak się jednak okazało pióro i składając na papierze swój podpis.
- Proszę bardzo – mruknęłam i przepraszając je cicho weszłam do środka sklepu z sukienkami. Te dziewczyny nie były pierwszymi, które zaczepiły mnie po opuszczeniu domu. Spotkałam chyba dziesiątki osób, które prosiły mnie o to samo. Zdjęcia lub autografy, albo zdjęcia i autografy. Na drugi raz będę musiała jechać do sklepu samochodem, a nie spacerować. Przeglądałem wieszaki pełne kolorowych materiałów, ale żaden jakoś mnie nie zachwycił. Chwile potem rozdzwonił się mój telefon, więc szybko wyjęłam go z torby, odbierając połączenie i nawet nie zerkając na wyświetlacz.
- Halo? – odezwałam się, marszcząc brwi i grzebiąc w jednym z wielkich koszy, ustawionych na środku pomieszczenia.
- Nie dzwonisz, nie piszesz. W końcu sama musiałam – odezwał się bardzo znajomy mi głos, wywołując na mojej twarzy lekki uśmiech.
- Vanessa? Nie mogę uwierzyć, że to ty – zaśmiałam się, niezmiernie ciesząc się z telefonu siostry.
- Jak się trzymasz? – zapytała wesoło, a ja odruchowo wzruszyłam ramionami.
- Jak zwykle. Jakoś leci, a ty? Co u mamy? – odparłam.
- Jest ostatnią osobą o którą miałabyś się martwić. Całkowicie oddała się malowaniu, a jej prace są coraz lepsze. Krótko mówiąc, musiała zając czymś ręce po twojej wyprowadzce – odpowiedziała z uznaniem w głosie. – Tylko mogłabyś czasem zadzwonić. Jestem pewna, że mimo wszystko tęskni i wcale nie podoba się jej, że musi sprawdzać, co się z tobą dzieje w mało wiarygodnych źródłach – dodała, a ja wywróciłam oczami.
- Nie jestem małą dziewczynką poradzę sobie, ale dzięki za radę – mruknęłam wzdychając głęboko ze zrezygnowaniem.
- Co właściwie robisz?
- Szukam sukienki – poinformowałam siostrę z frustracją w głosie.
- Więc to jednak zły moment na telefon – odparła rozbawiona.
- Śmieszne – skwitowałam. – Obiecuję odzywać się częściej, ale teraz muszę lecieć. Mam mało czasu – rzuciłam.
- Jasne, cześć – pożegnała się, a ja zakończyłam połączenie. Potarłam skronie i już miałam wychodzić, kiedy moją uwagę przykuła czarna, połyskująca tunika. Nie wiele się zastanawiając porwałam ją z wieszaka, ruszając w stronę kas.

- Zamierzałeś po mnie wyjechać? – usłyszałem nieco zgaszony głos w słuchawce i z przerażeniem, ale nadal zaspanym wzrokiem, spojrzałem na zegarek. Było po ósmej, a ja już pół godziny temu powinienem być na lotnisku.
- Boże, Torrey, przepraszam. To był jedyny dzień, kiedy miałem na później i chyba sama rozumiesz – uciąłem przeklinając pod nosem. – Przepraszam. Będę po ciebie za dosłownie dziesięć minut – zdążyłem powiedzieć, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się i stanęła w niech brunetka we własnej osobie z telefonem w dłoni.
- Nie trzeba – rzuciła z uśmiechem. – Masz szczęście, że znałam adres i twój kolega był na tyle miły, żeby mnie wpuścić – dodała i jak na zawołanie obok niej pojawił się Michael, w prawej ręce trzymając walizkę, należącą do dziewczyny. Szybko wstałem, przepierając się w jeansy przewieszone przez oparcie fotela i podchodząc do dziewczyny, a potem przytulając ją na powitanie. Zaśmiała się lekko, a ja zwróciłem się w stronę bruneta.
- Uratowałeś mi życie – stwierdziłem, a Michael westchnął teatralnie.
- Ależ ze mnie bohater – zironizował, wzruszając ramionami. – Nie ma sprawy – stwierdził po chwili i szybko opuścił pokój, zostawiając nas samych.
- Wiesz, że w końcu znalazłam scenariusz, który przypadł mi do gustu? – zapytała ucieszona jak małe dziecko, a ja uśmiechnąłem się pobłażliwie.
- Tytuł – rzuciłem tylko.
- Pretty little liars – odparła z podekscytowaniem. Zmarszczyłem czoło.
- Nie słyszałem o tym. To serial?
- Oczywiście, ze nie słyszałeś, bo produkcja startuje w przyszłym roku. Ale już powoli zbierają się do kastingów. Nie mogę się doczekać. Sama dowiedziałam się o tym od koleżanki, ale wierz na słowo, historia jest świetna – zaczęła, ale uciszyłem ją delikatnie.
- Wszystko mi opowiesz, ale teraz powiedz, że masz w swoim bagażu jakoś sukienkę, którą możesz na siebie dziś założyć, bo ostatnim na co mam ochotę jest latanie po sklepach – poprosiłem błagalnym tonem, a Torrey zaśmiała się dźwięcznie.
- Oczywiście, że mam. Nie będę cię dzisiaj katować – odpowiedziała z uśmiechem.

- Tutaj jesteś! – zawołałam uradowana, widząc Laurę wchodzącą do domu. Grzecznie przeprosiłam chłopaka, z którym przed chwilą zrobiłam sobie zdjęcie i podbiegłam do szatynki, ściskając ją na powitanie.
- Widzę, że masz świetny humor – stwierdziła ze śmiechem, a ja przytaknęłam.
- Nie mogę się doczekać dzisiejszej imprezy – podskoczyłam kilka razy, ale jak na złość moja towarzyszka wcale nie tryskała entuzjazmem. – Ty się nie cieszysz? – zapytałam z niedowierzaniem, otwierając szerzej oczy, a Laura pokręciła głową.
- Oczywiście, że się cieszę – odparła. – Tylko jestem zmuszona iść sama, a dwoje dupków, którzy przestawili mi wczoraj samochód sprowadziło swoje dziewczyny na tą okazję. Mam tylko nadzieję, że ta Caluma będzie po prostu przeciwieństwem Mai– wyznałaMarano , a ja przytaknęłam.
- Też jej nie lubię. Jest taka oschła i prawie w ogóle się nie uśmiecha. Rzadko kiedy zdarza mi się spotykać taką osobę – odpowiedziałam, zastygając w bezruchu na chwilę.- Też idę sama. Nie masz się czym martwić.
- A twój chłopak? – zapytała zdziwiona, a ja wywróciłam oczami.
- Tyler? – prychnęłam. – Jest zbyt zajęty swoimi modelkami. Więc niestety nie będę mogła się pochwalić – wzruszyłam obojętnie ramionami, próbując ukryć, jaki zawód sprawił mi mój chłopak dzwoniąc rano i oznajmiając, że jednak się nie pojawi. Ale szybko musiałam się otrząsnąć.
- Twój chłopak ma na imię Tyler? – zapytała się.
- Tyler Shields – westchnęłam smutno. – Fotograf – sprostowałam.
- Jestem z nim umówiona na sesje – zauważyła Laura, a ja obdarzyłam ją uśmiechem.
- Obie jesteśmy – stwierdziłam.
- Cóż, cieszę się, że nie będę samotna – odparła.
- Pojedziemy na plan razem? – zapytałam, a Laura przytaknęła.
- Jasne. Może tym razem twoim samochodem – stwierdziła, ruszając w stronę ciemnoniebieskiego kabrioletu.
~~~~
Tylko Wam podpowiem. Przedostatni akapit był pisany 'oczami Caluma' a ostatni 'oczami Raini'. Next dodam dzisiaj rano/po południu. Mam nadzieję że się podobalo ☺
Miśkaa^.^