Zapukałem do drewnianych drzwi z cichą nadzieją na nieobecność szatynki . Ostatnio nie potrafiłem się z nią dogadać. Nawet teraz nie
wiedziałem co powiedzieć. Po kilku sekundach usłyszałem
charakterystyczne kliknięcie zamka i w drzwiach stanęła wysoka
dziewczyna o kasztanowych włosach i jasnozielonych oczach wpatrujących
się we mnie z kpiną. Była bardzo szczupła, a na jej podłużnej twarzy
gościł złośliwy uśmieszek. Te malinowe usta już nie raz mi zaszkodziły.
Wydobyła się z nich niezliczona ilość plotek i oszczerstw, ale Maia nadal uważała dziewczynę za niewiniątko. W garderobie Lisy od zawsze
przeważały stonowane barwy i kobieta także tym razem nie zrobiła
wyjątku, dodatkowo podkreślając swoją urodę mocnym makijażem.
- Ach Ross– westchnęła teatralnie, nonszalancko opierając się o futrynę i tym samym zagradzając mi przejście.
-
Dobrze wiesz, że nie przyszedłem do ciebie – warknąłem w odpowiedzi,
delikatnie mrużąc oczy. Ale tak jak się spodziewałem odpowiedział mi
tylko cichy chichot.
- Twój problem polega na tym, że Maia wcale nie
chce cię widzieć – mruknęła przyglądając się pomalowanym na granatowo
paznokciom.
- Nie ty decydujesz, paskudo – powiedziałem, próbując
wejść do środka, ale pewnie zastawiła mi drogę, zbytnio nie przejmując
się tym, że odległość między nami zmniejszyła się do minimum. – Maia! –
krzyknąłem na cały głos, uśmiechając się chytrze, kiedy na twarzy
zielonookiej pojawiło się niezadowolenie.
- Kogo tu mamy – dobiegło mnie z głębi korytarza, a po chwili zaraz naprzeciw mnie pojawiła się wspomniana wcześniej szatynka.
- Mogłabyś ją zabrać? – zapytałem na pozór uprzejmie. – Nieco mnie mdli.
- Zdychaj, gnojku – syknęła w odpowiedzi Lisa, ale Maia nawet nie mrugnęła. Stała tam wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Czego chcesz? – zapytała w końcu.
- Żebyś do mnie wyszła. Porozmawiajmy – rzuciłem ugodowo. Lisa zrobiła smutną minę i złapała się za serce w geście poruszenia.
- To takie wzruszające – szepnęła próbując zabrzmieć nieco dramatycznie, ale wyszedł z tego tylko cichy pisk.
- Marna z ciebie aktorka – prychnąłem pod nosem spotykając się ze srogim spojrzeniem kobiety.
-
Wyjdę z tobą, kiedy tylko Lisa upewni się czy nigdzie w pobliżu nie
czyha Laura– powiedziała w końcu Maia, a ja przewróciłem oczami,
chwytając ją na dłoń i wyciągając za drzwi.
- Nie wygłupiaj się. A ty, paskudo, nie czekaj z kolacją – rzuciłem przez ramię ciągnąć swoją dziewczynę w stronę samochodu.
- Boże! Co ci się stało? – zapytałam, kiedy zauważyłam Stevena w
hotelowym holu, który bezszelestnie próbował przedostać się do siebie,
omijając moją sypialnie szerokim łukiem. Laura, która stała obok chłopaka
rzuciła mi zmieszane spojrzenie, a sam brunet westchnął głęboko.
- Mała bójka – odparł obojętnie, starając się zasłonić napuchniętą część twarzy dłonią.
-
Kevin cię zabije – mruknęłam nieco zmartwiona. – Miałeś w ogóle zamiar
coś z tym zrobić? Jakieś okłady albo coś w tym stylu? – zapytałam z
wyrzutem, ale Steven jedynie pokręcił głową z dziwnym wyrazem twarzy.
-
To nic takiego – wtrąciła się Laura zapewne z zamiarem obrony chłopaka
przed moimi wykładami o jego porywczości i bezmyślności, ale uciszyłam
ją jednym ruchem ręki.
- Nie wiem co się stało, ale jak nie chcesz
to nie mów. Pogódź się jedynie z faktem, że dzisiejszy wieczór spędzisz
ze mną i mokrą szmatką na twarzy – mruknęłam tonem nieznoszącym
sprzeciwu, wyciągając z kieszeni telefon i wysyłając Tylerowi smsa z
informacją, że muszę odwołać nasze wieczorne spotkanie. Ponownie
westchnęłam i kręcąc głową z dezaprobatą wciągnęłam bruneta do mojej
sypialni, krótko żegnając się z Laurą.
- Chcesz mnie przekupić kolacją w mojej ulubionej restauracji –
stwierdziła Maia, kiedy stanęliśmy w wejściu Aroma Cafe. Nie
przepadałem za tym miejscem. Nowoczesny wystrój jak dla mnie nie dodawał
wszystkiemu zbytniego uroku. Wnętrzu brakowało smaku i klasy, ale nie
odezwałem się nawet słowem. Bywałem tu już tyle razy, że kolejny nie
robił różnicy.
- Od razu przekupić – mruknąłem w odpowiedzi, kiedy na
twarz Mai mimowolnie zaczynał wkradać się ciepły uśmiech. Tej
prawdziwej Mai, nie tej zdominowanej przed Lisę. – To będzie po prostu
nasz wieczór – dodałem, wchodząc do środka i zajmując stolik w rogu.
Opadłem na czerwoną kanapę, która całkowicie nie współgrała z beżowymi
ścianami i wyciągnąłem dłoń do kobiety w zapraszającym geście. Byłem
pewien, że nawet jej nie podobał się ten cały wystój. Ale przychodziła
tu z sentymentu. Jej rodzice zwykli byli ją tu zabierać, a teraz
znajdowali się bardzo daleko. Za szerokim oceanem.
- Wyszły? – usłyszałem cichy szept bardzo blisko siebie i
uśmiechnąłem się pod nosem. Leniwie omiotłem wzrokiem czarnowłosą
modelkę, która od kilkunastu minut czekała aż jej koleżanki opuszczą
studio. Powoli skinąłem głową i patrzyłem jak na twarzy kobiety,
Meredith, pojawia się zadowolenie. – Więc wreszcie mam cię tylko dla
siebie, Tyler – mruknęła, podchodząc coraz bliżej i muskając moje wargi
swoimi. Przyciągnąłem ją do siebie, ślepo cofając się w tył, aż wreszcie
wylądowałem na fotelu. Meredith usiadła mi okrakiem na kolanach,
chichocząc cicho i ociągając się z rozpinaniem guzików mojej koszuli.
-
Mógłbyś chociaż zamknąć drzwi – usłyszałem znajomy głos i oderwałem od
dziewczyny z rozbawieniem wpatrując się w stojącego w progu przyjaciela.
- Dokończymy jutro – szepnąłem na ucho Meredith, a dziewczyna
niechętnie skinęła głową, udając się w stronę wyjścia. Ominęła przybysza
i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Widzę, że jesteś w świetnym humorze – mruknął blondyn, przekrzywiając nieco głowę. Wzruszyłem ramionami.
-
Jest się z czego cieszyć, David – odparłem wesoło, rozsiadając się
wygodnie. – Uregulowałem sprawy z Raini i dla lepszego efektu
przyłożyłem młodemu Smith’owi. O mało co nie popsuł mi interesów.
- Więc ta mała nadal się niczego nie domyśla? – spytał z lekkim niedowierzaniem, ale pokręciłem głową.
- Nie i dzięki temu mój wizerunek i układy są bezpieczne.
- Aż trudno uwierzyć, że nie zauważyła, że tylko ją wykorzystujesz – po raz kolejny wzruszyłem ramionami.
- Najwidoczniej jestem bardzo przekonujący.
- Więc możesz powiedzieć, że ci się podobało – powiedziałem z nutą
niepewności, ale Maia milczała. – Och, daj spokój. Nie drocz się –
posłałem jej uśmiech, który wreszcie odwzajemniła, dodając do tego
serdeczny śmiech.
- Podobało mi się. Nawet bardzo – odpowiedziała
stając na palcach i całując mnie niepewnie. Pogłębiłem pieszczotę i
wszystko wydawałoby się idealne, gdyby nie błysk flesza gdzieś
nieopodal. Oderwałem się od szatynki ze złością wpatrując w ciąg drzew
za którymi stał jeden z fotoreporterów.
- Chodź – rzuciłem niechętnie, otwierając drzwi do samochodu i gestem nakazując jej wsiąść.
-
Przepraszam – usłyszałem nagle gdzieś z boku i nieco zbity z tropu
odwróciłem się w stronę dosyć młodej brunetki, trzymającej w ręku
srebrną cyfrówkę i uśmiechającą się słodko. – Mogłabym prosić o zdjęcie –
zapytała, a ja nie potrafiłem odmówić.
- Jasne – odpowiedziałem
pewnie, ignorując nieco oburzone spojrzenie Mai i posłusznie obejmując
drobną dziewczynę, uśmiechnąłem się do obiektywu. Tyle, że za nią
przybiegła grupka nieco starszych koleżanek i rozmowa z nimi zajęła
odrobinę dłużej niż planowałem. W końcu znalazłem się na miejscu
kierowcy, pragnąc jak najszybciej opuścić parking. Byłem już po prostu
zmęczony. Maia się nie odezwała. Nadal. Ale kiedy przejeżdżaliśmy koło
spotkanych wcześniej dziewczyn i fotografa szatynka podniosła dłoń ze
środkowym palcem uniesionym do góry. Posłała wszystkim złośliwy uśmiech i
znowu spojrzała na przednią szybę. Lisa. Lisa niewątpliwie zachowałaby
się tak samo. Miałem dosyć. Serdecznie dosyć tych jej humorków i tego,
że nie może pogodzić się z rozwojem mojej kariery, zaznaczając przy tym,
że Lisa jest dla niej kimś w rodzaju mentorki. Zatrzymałem się pod
białym domem, zaciskając zęby.
- Idź już, Maia– rzuciłem krótko, ale kobieta ani drgnęła.
- Nie wchodzisz? – zapytała zdziwiona, a ja zaśmiałem się bezgłośnie.
-
Cóż, nie mam siły użerać się z twoją przyjaciółką. Poza tym, chciałbym,
żebyś przyjęła do wiadomości, że z nami koniec – powiedziałem pewnie,
obserwując szok i gniew malujący się na twarzy mojej towarzyszki. – Nie
wiń mnie. Próbowałem, jak sama zauważyłaś, wszystko naprawić, ale to jak
się zachowujesz jest nie do przyjęcia. Mała kopia Lisy. Nie chcę takiej
dziewczyny. Już po prostu do siebie nie pasujemy – wyjaśniłem
spokojnie, ignorując łzy, które zebrały się w oczach szatynki.
-
Cóż, ja uważam inaczej – odezwała się drżącym głosem. – Ale skoro tak
zdecydowałeś, to wracaj do swojej Laury– dodała i czym prędzej wysiadła z
auta, trzaskając drzwiami.
- Maia do cholery! – krzyknąłem z
poirytowaniem, ale nie zawróciła. Wbiegła do domu, nawet się nie
odwracając. Ukryłem twarz w dłoniach, kręcąc głową niedowierzająco. A
potem po kilku minutach ruszyłem z podjazdu, próbując pozbyć się
poczucia winy i pocieszając, że dzięki temu, co zrobiłem przynajmniej
nie będę musiał oglądać Alissy Woodland po raz kolejny.
Lot miał przebiegnąć szybko i bezboleśnie. Siedziałem na fotelu –
zwyczajowo obok Caluma– bez zainteresowania śledząc widoki za oknem. W
głowie miałem mętlik. Nie wiedziałem czy żałować tego, co wczoraj
zrobiłem czy może cieszyć się odzyskaną wolnością. Co jakiś czas
zerkałem na Laurę siedzącą niedaleko i w ramach odskoczni zastanawiałem
się nad tym co Calum przekazał mi dwa dni temu. Musiałem mu to przyznać.
Była piękna.
- Przepraszam – usłyszałem nad głową i uniosłem wzrok. W
reakcji na kobietę, którą miałem przed sobą zamarłem. - O, to ty Ross.
Coś mi się właśnie zdawało, że widzę znajomą twarz – szepnęła Lisa,
chichocząc niepokojąco.
- Co tu robisz? – zapytałem osłupiały, ale
zielonooka wzruszyła ramionami, ukradkiem przyglądając się pannie Marano i układając usta w grymas.
- Myślę, że wiesz – odparła. – Muszę
pomścić moją przyjaciółkę – szepnęła z zadowoleniem, powoli oddalając
się ode mnie. Opadłem na siedzenie, wzdychając głęboko i pozostając w
głębokim szoku. To musiał być koszmar. Lisa nie mogła lecieć za mną do Miami . Z drugiej strony, wiedziałem, że była do tego zdolna.
- Kto to? – spytał Paul z nutą ciekawości w głosie.
- Kłopoty – odparłem krótko.
~~~~
No to drugi ;3 Następny dodam jutro lub pojutrze ;))
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Miśkaa^.^
Świetny
OdpowiedzUsuń