środa, 2 lipca 2014

Rozdział 5

Razem z Raini podjechałyśmy pod jeden z ekskluzywnych barów, gdzie miała odbyć się impreza. Dziewczyna musiała nieźle się natrudzić, żeby znaleźć miejsce dla swojego samochodu, a niemały tłumik stający przed wejściem wcale tego nie ułatwiał. Wysiadłyśmy i jakimś cudem przecisnęłyśmy się do środka, rozdając po drodze autografy i korzystając z niewielkiej pomocy ochrony stojącej przy wejściu. W środku impreza trwała już tak naprawdę w najlepsze. Zauważyłam kilka znajomych mi twarzy, a reszta obecnych jak sądziłam była osobami towarzyszącymi. W tle oczywiście grał jakiś wynajęty zespół, ale nie wyglądało na to, żeby ktoś był już na tyle pijany, żeby wyjść na parkiet. Stanęłam na palcach i rozejrzałam się dookoła. Heath i Kevin zajmowali jeden ze stolików stojących na podwyższeniu. Gdzieś obok mignęła mi dziewczyna grająca tancerkę ale po Calumie i Rossie nie było śladu.
- I co dalej? – szepnęłam do Raini, a brunetka wzruszyła ramionami przyglądając się różnokolorowym lampionom zawieszonym tuż pod sufitem.
- Bawimy się – odparła, patrząc na mnie z uśmiechem. – Wiesz, to życie, cieszmy się nim. Steven!– krzyknęła nagle podbiegając do odtwórcy roli tancerza i łapiąc go za ramię. – Z kim przyszedłeś?
- Z nikim – wzruszył ramionami. – Moja dziewczyna jest zajęta – dodał po chwili zamyślenia.
- Cudownie! – wykrzyknęła Raini. – Będę miała z kim pić, bo wiesz nie lubię sama, a nie jestem pewna czy Laura byłaby w stanie powstrzymać mnie od głupot, jeśli byłybyśmy tak samo wstawione – stwierdziła, rzucając mi rozbawione spojrzenie i ciągnąc chłopaka w stronę baru.

- Czy to nie Laura? – zapytała Maia jadowicie, spoglądając w stronę wejścia. Odwróciłem się, palcami nadal wystukując rytm na blacie baru, a kontem oka obserwując Raini i Stevena siadających nieopodal.
- Uspokój się – westchnąłem bezsilnie, biorąc do ręki szklankę z alkoholem podaną przez barmana. Szatynka wzruszyła obojętnie ramionami, zabierając mi naczynie i upijając kilka łyków.
- Tylko mówię – stwierdziła, odwracając wzrok.
-Ross ! – usłyszałem znajmy głos i z uśmiechem wyszedłem naprzeciw Caluma, który zmierzał w moją stronę z uroczą brunetką u boku. Dziewczyna była naprawdę drobniutka, ale to zdecydowanie dodawało jej uroku.
- Miło cię tu widzieć – stwierdziłem. – A twoja ‚walentynka’ to? – uniosłem pytająco brwi, a ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko wyciągając rękę.
- Torrey DeVitto– przedstawiła się, a ja uścisnąłem jej dłoń.
- Ross, a to jest… – zacząłem rozglądając się za swoją dziewczyną, ale okazało się, że stała tuż przy mnie.
- Maia – dokończyła posyłając wszystkim swój firmowy, nieco sztuczny uśmiech.
- Hej, królewno – krzyknąłem w stronę przechodzącej obok nas Laury, która odwróciła się niechętnie. – Zamierzasz nas ignorować? – spytałem, a szatynka założyła ręce na piersi, podchodząc odrobinę bliżej.
- Kiedy przyjdzie mi do głowy plan na szatańską zemstę, wtedy prawdopodobnie zacznę się do was zbliżać i gasić waszą czujność – zakończyła szeptem, wywołując cichy śmiech rudzielca. – Laura– przedstawia się podchodząc do Torrey i uśmiechając się ciepło.
- Co jej zrobiłeś? – zapytała DeVitto, spoglądając na Caluma, a on sam tylko wzruszył ramionami.
- Przestawili mi samochód – wyjaśniła Marano wywracając oczami, a Torrey ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Napijesz się ze mną? – zapytała brunetka po chwili milczenia, a Laura skinęła głową.
- Czemu nie? – odpowiedziała podążając za nowo poznaną koleżanką i zostawiając nas w tyle.

- Nie wydaje się sympatyczna – stwierdziła Torrey kilka godzin później, kręcąc się na obrotowym, czerwonym fotelu ze szklanką alkoholu w ręce.
- Bo nie jest – odparłam. – Ale nawet nie o to chodzi, jest taka oschła w stosunku do innych. Nie wiem, co Ross w niej widzi. To jak zakochać się w kamieniu – przechyliłam głowę, dolewając sobie szkockiej i wypijając wszystko na raz. – Ty jesteś inna, moja siostro – dodałam, a Torrey zaśmiała się, zatrzymując fotel.
- Dziękuję, siostro, o ile był to komplement – mruknęła w odpowiedzi, dolewając nam alkoholu i zbliżając swoją szklankę do mojego kieliszka, by po chwili rozległ się charakterystyczny dla toastów brzdęk.
- Za siostry – zaśmiała się, podnosząc szklane naczynie do góry.
- Nie sądzisz, że już wystarczy? – usłyszałam Caluma, który nagle pojawił się obok i przysiadł na kanapie koło mnie. – Jutro wylatujesz z samego rana – przypomniał, a brunetka wywróciła oczami.
- Calum, jesteś taki zajebisty, ale tym razem popsułeś mi mój wieczór z siostrą – odpowiedziała z wyrzutem w głosie. – Ale masz racje – dodała z rezygnacją. – Jednak za nim pójdę w siną dal, muszę zdradzić ci sekret. A jako, że jesteś chyba tylko odrobinę mniej wstawiony niż my, miejmy nadzieję, że do jutra o tym zapomnisz – szepnęła, przesiadając się bliżej. – Osobiście myślę, że podobasz się Laurze– zachichotała, a ja spojrzałam na nią osłupiała, chwilę potem wybuchając gromkim śmiechem.
- Co my z tym zrobimy? – zapytałam, udając zmartwienie. – Przecież jesteśmy siostrami, chłopak nie może nas poróżnić – przyłożyłam dłoń do serca spuszczając głowę.
- Pomóż mi, stary – szepnął Calum błagalnie, a ja podniosłam spojrzenie, obserwując rozbawionego Rossa, siadającego naprzeciwko.
- Zabierz Torrey do domu, ja z nią zostanę – wskazał na mnie ręką w której trzymał szklankę z brunatnym płynem. Whisky? – Gdybyś nie miał nic przeciwko Maia pojechałaby z wami. Chce już wyjść – poprosił, a Calum skinął głową, pomagając Torrey wstać. Brunetka zachwiała się, ale po kilku sekundach złapała równowagę. Podeszła do mnie i uścisnęła.
- Będę cię teraz zapraszała na wszystkie imprezy – zaśmiała się, a ja przytaknęłam.
- Nie zawiodę i się zjawię – odparłam, a potem zostałam sama z brunetem. Widziałam jak Calum i Torrey żegnają się z kilkoma osobami i wychodzą. A za nimi kroczy lekko zdenerwowana Maia.

- Co ty chcesz jeszcze wiedzieć? – westchnęłam pochylając się nad swoją szklanką. – Znasz mnie już chyba lepiej niż ja sama. Może piecie z tobą to nie był dobry pomysł? – zastanowiłam się chwile, ale jakoś nie mogłam dojść do jakieś logicznej odpowiedzi na to pytanie. Moje myśli po prostu odmawiały mi posłuszeństwa.
- We mnie jak w studnie – mruknął w odpowiedzi, a ja zmarszczyłam brwi.
- A nie mówi się jak w grób albo otchłań? – spytałam niepewnie, a Steven zaśmiał się lekko.
- Sam nie jestem pewien. Pomyślimy jutro.
- To dobry pomysł.
- Jednej rzeczy nie rozumiem – podjął po chwili. -  Na co dzień wcale nie wydajesz się zrozpaczona tym, że Tyler cię olewa.
- To nie do końca tak, że mnie olewa – westchnęłam, opierając głowę o zimny blat. – Czasami po prostu wydaje mi się, że te przeklęte modeliki są ważniejsze. Dziś na przykład nie przyjechał tylko dlatego, że sam został zaproszony na imprezę organizowaną przez jedną z nich. A ja nie chciałam was tutaj opuszczać. Poza tym byłam z nim ostatnio i tym razem uznałam, że będę mu tylko przeszkadzać – zakończyłam przymykając oczy.
- Czyli, kiedy on olewa ciebie ty olewasz jego? W końcu zawsze niezależnie od sytuacji jesteś okropnie radosna – stwierdził próbując ukryć uśmiech.
- Staram się nim nie przejmować. Nie słyszałeś nigdy, że najsmutniejsi ludzie zawsze są uśmiechnięci? – mruknęłam cicho.
- A więc to tylko przykrywka – stwierdził, rozwiewając swoje wątpliwości.
- Jest mi cholernie duszno – jęknęłam, czując jak muszę się natrudzić, żeby wziąć głęboki wdech.
- Chodź, przewietrzysz się – powiedział szatyn, pomagając mi wstać. Niestety, w połowie drogi potknęłam się i gdyby nie on, wylądowałabym na podłodze. Nie byłam w stanie iść dalej, a oddychało mi się coraz trudniej, więc Steven czym prędzej wziął mnie na ręce, wychodząc na zewnątrz przez tyle wyjście. Delikatnie postawił mnie na ulicy, a ja łapczywie wzięłam kilka głębszych wdechów.
- Boże, dziękuję – szepnęłam z ulgą nadal podtrzymując się ramienia chłopaka. Przymknęłam oczy, ale na nieszczęście straciłam równowagę i przechyliłam się w tym i gdyby nie ściana z pewnością razem z moim towarzyszem wylądowalibyśmy na twardym betonie.
- Wszystko ok? – spytał zaniepokojony, a ja odwróciłam się w jego stronę, tak że nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Przechyliłam głowę, a potem wszystko wydarzyło się naprawdę bardzo szybko. Steven wpił się w moje usta, przyciągając bliżej siebie. Poczułam jak mimowolnie delikatnie zgniata w dłoni tył mojej niebieskoczarnej sukienki, a później wszystko prysło. Zobaczyłam błysk flesza i charakterystyczny ‚klik’ towarzyszący aparatom, do którego w sumie powinnam przywyknąć mając chłopaka, który praktycznie nie rozstawał się ze swoim sprzętem. Odwróciłam się lekko przerażona, a widok jaki zastałam wcale mnie nie pocieszył. Tuż za ogrodzeniem stał jeden z paparazzich, posyłając mi pobłażliwy uśmiech. Robił kolejne zdjęcia, ale szybko otrząsnęłam się z szoku i pociągnęłam Stevena za rękaw koszuli, którą miał na sobie, wciągając z powrotem do baru i zatrzaskując za sobą drzwi.

- Nie chce jechać do domu – jęczałam, kiedy Ross siłą próbował wepchnąć mnie do taksówki i zabrać piwo, które miałam przy sobie.
- Wiesz, to niedobrze mieszać alkohole – zauważył po raz tysięczny, a ja po raz tysięczny wzruszyłam ramionami.
- Pomyślę jutro – odparłam w końcu ze zrezygnowaniem wsiadając do samochodu, kiedy Ross podszeptywał, żebym nie robiła sensacji, bo zaraz zbiegnie się tłum ludzi i fotoreporterów. Oparłam głowę na jego ramieniu, kiedy samochód ruszał spod baru i przymknęłam oczy. Ale kiedy je otworzyłam okazało się, że jestem już we własnym pokoju, a brunet grzebie w otwartych kartonach w poszukiwaniu koca. Po kilku chwilach wyciągnął z jednego z nich fioletowe nakrycie i delikatnie mnie przykrył, ale kiedy już miał odejść, złapałam go za rękaw marynarki, zmuszając do tego, aby się pochylił.
- Wiesz, wiem, że Maia jutro wyjeżdża i w sumie się cieszę – szepnęłam bełkotliwie. – Ale nie zostawiaj mnie samej – dodałam po chwili.

Położyłem się obok Laury, obiecując sobie w duchu, że kiedy tylko dziewczyna uśnie wrócę do siebie. Tak jak przypuszczałem alkohol sprawił, że szybko przeniosła się w objęcia morfeusza, ale kiedy już miałem wstawać, przylgnęła do mnie jak mała dziewczynka, wtulając się w koszulę. Westchnąłem zrezygnowany z zamiarem oderwania szatynki od siebie, ale kiedy na nią spojrzałem, okazało się, że nie jestem w stanie. Wyglądała tak uroczo i spokojnie, że nie miałem serca tego burzyć. Oparłem głowę o poduszkę nadal się jej przypatrując i nawet się nie spostrzegłem, kiedy i ja zasnąłem.
~~~~
Dobra rozdział napisany 💙 Mam nadzieję że się podobało 😊 Big Kiss 💋
Miśkaa^.^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz