Czytasz=Komentujesz=Motywujesz ;)
Wróciłam do domu wściekła. Kolejne dwie godziny w korkach to już
naprawdę cios poniżej pasa. Mój wieczór znacznie się przez to wszystko
skrócił. Otworzyłam drzwi wejściowe i wkroczyłam do środka, od razu w
wejściu zdejmując obcasy i na oślep wrzucając je do szafy. Prawym
kolanem pchnęłam drzwi, odcinając tym samym dopływ światła. Dookoła
panował mrok, nie licząc słabych poświat latarni, wpadających przez okno
w kuchni. Zmarszczyłam czoło. Raini powinna być już w domu, tymczasem
wyglądało na to, że jestem sama. Pstryknęłam włącznik światła, ale nic
się nie wydarzyło. Wokół było nadal tak samo ciemno jak przed chwilą.
Odruchowo przełknęłam ślinę, ruszając przed siebie i starając się
narobić jak najmniej hałasu. Chciałam dotrzeć do kuchni i porwać z niej
jakaś świeczkę czy chociaż latarkę. Odłożyłam torbę na podłogę i
wysunęłam jedną z szuflad, mrużąc oczy i próbując coś dostrzec w nikłym
świetle latarni ulicznych. Grzebałam tam kilka sekund, kiedy nagle
poczułam czyjeś dłonie na biodrach i zamarłam. Miałam wrażenie jakby
moje serce się zatrzymało, a potem zaczęło bić jak szalone. Odwróciłam
się przodem do napastnika, ale było zbyt ciemno, żebym dostrzegła
wystarczająco dużo szczegółów. Poza tym zbyt szybko zostałam brutalnie
pociągnięta w jego stronę i przyciśnięta do ściany. Chciałam krzyczeć,
ale zasłonił mi usta dłonią. Do moich oczu nabiegły łzy, kiedy sięgnął
drugą ręką do blatu. W moich najgorszych koszmarach właśnie brał do ręki
nóż albo innego rodzaju ostrze. Jakimś cudem domyśliłam się, że to
mężczyzna. Zdecydowanie. Dłonie były zdecydowanie za duże jak na
kobietę. Zacisnęłam powieki i wtedy rozbłysło światło. Niepewnie
otworzyłam lewe oko i wstrzymałam oddech, kiedy dostrzegłam przed sobą
zwijającego się ze śmiechu Lyncha z latarką w ręku. Odepchnęłam go
od siebie, przykładając dłoń do klatki piersiowej i robiąc kilka
głębokich wdechów.
- Zwariowałeś? – syknęłam w jego stronę. – Myślałam, że zejdę na zawał. Co ty tu w ogóle robisz?
-
Raini pożyczyła mi klucze i powiedziała, że nie wróci na noc –
wzruszył obojętnie ramionami. – Niestety, kiedy tu przyszedłem okazało
się, że chwilowo odcięli wam prąd, co jest tak naprawdę plusem, bo
kolacja będzie się odbywać przy świecach – dodał, kierując światło
latarki na stół, gdzie znajdowały się dwa talerze ze smacznie
wyglądającym spaghetti na powierzchni.
- Włamałeś mi się do domu –
zaczęłam, kręcąc głową. – Żeby zrobić mi kolację – zakończyłam,
wyrywając mu latarkę i otwierając górną szafkę, gdzie od niedawna
trzymałyśmy różnego rodzaju leki. Wyjęłam z niej paczkę papierosów, po
czym otworzyłam okno na oścież, przysiadając na parapecie i wkładając
sobie cienką rurkę do ust. A potem uświadomiłam sobie, że nie mam jej
czym zapalić. Westchnęłam z irytacją, ale z pomocą przyszedł mi Ross,
siadając naprzeciwko i podpalając papierosa jedną z zapałek, które wyjął
z kieszeni jeansów. Zaciągnęłam się dymem, by potem wypuścić z ust
szary kłębek i dać upust zdenerwowaniu, które mnie ogarnęło, tylko i
wyłącznie przez blondyna. Ross przyglądał mi się przez jakiś czas, a potem
wyrwał mi paczkę z ręki i sam zwinnym ruchem, wyciągnął z niej rurkę,
przyłączając się do mnie.
- Myślałam, że nie palisz – stwierdziłam.
-
Bo nie palę – odpowiedział, biorąc papierosa do ust, wypuszczając dym, a
potem obracając go w dłoni i przyglądając się mu z zainteresowaniem.
-
Ja też tak właściwie nie palę – dodałam po chwili obojętnie, ponownie
się zaciągając, jakby dla potwierdzenia moich słów. Ross zaśmiał się
lekko i bez wahania zgasił swojego papierosa, wyrzucając peta do
popielniczki, stojącej niedaleko.
- Kolacja wystygnie – zauważył, a ja znacząco zmrużyłam oczy.
-
Po co właściwie się tu zjawiłeś? Przecież dopiero co zabrałeś swoje
rzeczy i zmieniłeś miejsce zamieszkania. Dałeś mi jasno do zrozumienia,
że spotkanie mnie tylko w pracy jest wystarczająco satysfakcjonujące –
burknęłam pod nosem, kończąc palić. Obracałam w dłoni pudełko nie ważąc
się spojrzeć chłopakowi w oczy.
- To Lisa wrobiła mnie w
przeprowadzkę. Wcale nie zamierzałem się przenosić, było mi tu dobrze –
wyjaśnił, a ja wreszcie podniosłam wzrok.
- To twoja dziewczyna, to
chyba oczywiste, że czuła się źle ze świadomością, że mieszkasz z dwoma
młodymi kobietami – zauważyłam, a Ross zaśmiał się na cały głos, kręcąc
głową.
- Nie jesteśmy parą. Nawet się nie lubimy. Ona po prostu się
mści za to, że rzuciłem Maię. Nie pytaj dlaczego. Sam nie rozumiem jej
toku myślenia – wzruszył ramionami. – Ja za to zauważyłem, że zbliżyłaś
się do Caluma– zaczął niepewnie, a ja uśmiechnęłam się słodko.
-
Wydaje ci się. To przyjaciel – rzuciłam, a kiedy spojrzał na mnie tymi
swoimi brązowymi oczami, zaparło mi dech w piersi. – Może zabierzmy
się już za tę kolację – stwierdziłam i oboje zgodnie ruszyliśmy do
stołu. Blondyn odsunął mi krzesło, co wywołało na mojej twarzy uśmiech,
po czym zajął miejsce naprzeciwko.
- Co się właściwie stało, że
uwolniłeś się od Lisy? – zapytałam, zabierając się do jedzenia, a Ross
ukazał zęby w promiennym uśmiechu.
- Powiedzmy, że Rich pomógł mi w tym, żebym z dzisiejszym wieczorem mógł zrobić co tylko zechcę.
Nie od razu ruszyłem na spotkanie. Zahaczyłem po drodze o kilka
sklepów, rozdałem autografy, zapozowałem do kilku zdjęć i wstąpiłem do
sklepu sportowego, by wyjść z niego z czapką baseballową na głowie,
pogwizdując wesoło. Zdążyłem dowiedzieć się o Lisie kilku rzeczy. Po
pierwsze nie lubiła baseballu. Na początku kusiło mnie, żeby zabrać ze
sobą znaleziony jakiś czas temu kij, ale ostatecznie się powstrzymałem.
Dziwnie by to wyglądało, gdybym tak sobie z nim paradował po ulicach.
Wszedłem do kina i pierwszym, co zrobiłem było zakupienie popcornu.
Potem powędrowałem prostym korytarzem przed siebie, docierając wreszcie
do dali numer dwadzieścia i zastając Lisę, siedzącą na jednym z
czerwonych foteli. Wpatrywała się w przestrzeń, gniotąc w dłoniach
bilety.
- Nie wchodzisz? Film już dawno się zaczął – stwierdziłem,
pożerając popcorn garściami i poprawiając swoją nową czapkę. Obrzuciła
ją sceptycznym spojrzeniem i wskazała na bilety.
- Czekałam na Rossa, ale wygląda na to, że mnie wystawił – poinformowała mnie ze sztucznym uśmiechem, ale machnąłem tylko ręką.
-
Oczywiście, że cię nie wystawił. Nie mógł przyjść, więc wysłał mnie –
stwierdziłem uradowany, a reakcja Lisy była niesamowita. Otworzyła usta
na kształt litery ‚o’ i wytrzeszczyła na mnie oczy. A kiedy już się
pozbierała i wyszła z szoku, wstała i pokręciła głową.
- Nie mógł mi wysłać zastępczego partnera. A już na pewno nie ciebie – skrzywiła się.
-
A jednak, moja droga. Ale wcale nie mam ochoty na kino. Jest za to
lepsze miejsce, w które chcę cię zabrać – uśmiechnąłem się, wyrzucając
popcorn do kosza i ciągnąc zielonooką za sobą.
- Obiecałem Rochardowi, że coś ci pokażę – powiedział Ross, wyjmując
iPhone’a z kieszeni i wklepując coś w klawiaturę. Z zainteresowaniem
podniosłam się i stanęłam za nim, obserwując obrazki na ekranie. Po
chwili pokój wypełniły dźwięki gitary i zachrypnięty głos Richa. Na
początku z szokiem przysłuchiwałam się temu, co śpiewał, a potem
zupełnie nieoczekiwanie wybuchnęłam śmiechem, kiedy ponownie nazwał mnie
małą leśną nimfą. Przetarłam oczy, w których zebrały się łzy
rozbawienia i wzięłam do ręki kieliszek z winem, ale nie dane było mi
upić łyka, bo ponownie moim ciałem wstrząsnął spazm śmiechu. Ross też się
śmiał. Tylko robił to zdecydowanie spokojniej, no i oczywiście miał
swoje odruchy pod kontrolą. Ja wręcz przeciwnie. Była to już trzecia
butelka alkoholu i powoli odpływałam w krainę rozkoszy i nieświadomości.
Usiadłam na środku pokoju, nadal zwijając się ze śmiechu i niechcący
wylewając zawartość naczynia na białą bluzkę, którą miałam na sobie.
Niezdarnie wstałam i odstawiłam kieliszek na stół. Spojrzałam na Rossaz
irytacją wymalowaną na twarzy, ale on śmiał się teraz tak, jak ja przed
chwilą.
- Bardzo zabawne – mruknęłam. Musiałam to jak najszybciej
sprać, jeśli chciałam uratować swoją koszulkę. Chwiejnym krokiem udałam
się do łazienki, zdejmując po drodze bluzkę i nie przejmując się tym, że
Ross mógł mnie zobaczyć. W końcu na planie zdarzało się to już nie raz. (W sensie gdy się przebierała on wchodził do garderoby itp.~od aut.)
Odkręciłam kran i z westchnieniem zabrałam się za zapieranie plamy.
Kiedy skończyłam i wreszcie powiesiłam ubranie na kaloryferze, okazało
się, że chłopak przez cały czas stał w drzwiach przyglądając się moim
poczynaniom z dziwnymi iskierkami w oczach. Jego spojrzenie mimowolnie
zjechało na mój stanik, ale byłam zbyt pijana, żeby się tym przejąć.
Zamiast tego, dumnie uniosłam podbródek i prześlizgnęłam się tuż obok
niego, zamierzając się w coś przebrać, ale złapał mnie za nadgarstek,
przyciągając do siebie. Pochylił się nade mną nieznacznie i spojrzał
prosto w oczy. Nie bardzo świadoma swoich czynów, odruchowo
przejechałam palcami po jego policzku. Ross uśmiechnął się i
wpił w moje usta, zanim w ogóle zdołałam wpaść na pomysł, że zamierza
zrobić coś podobnego.
- Wesołe miasteczko? – spytała Lisa sceptycznie, a ja z entuzjazmem pokiwałem głową.
- Wykupiłem ci jazdę na wszystkich najszybszych kolejkach – poinformowałem ją z zachwytem, a dziewczyna zesztywniała.
- Nie mam zamiaru niczym jeździć – stwierdziła hardo, a ja przewróciłem oczami.
-
Oj daj spokój. Na zachętę dostaniesz misia – powiedziałem, ciągnąc ją w
stronę straganów i wskazując na rzędy kolorowych pluszaków. – Którego
sobie życzysz?
- Koala – rzuciła po namyśle w stronę chłopaka
stojącego naprzeciw nas, a blondyn natychmiast podał jej czarno białego
miśka. Szybko zapłaciłem za zabawkę i ruszyłem w stronę jednej z
największych kolejek górskich. Odwróciłem się do zielonookiej i
uśmiechnąłem promiennie.
- Zapraszam do środka.
Lisa spędziła ze mną kilka godzin, znosząc kąśliwe uwagi, najgorsze
żarty, podkładanie jej do torebki sztucznych pająków i wiele wiele
innych. W ostateczności przejechała się też wszystkimi kolejkami, jakie
dla niej wybrałem i zrobiła to ze stoickim spokojem, wywołując u mnie po
prostu irytację. Była spokojna, a miałem ją przecież doprowadzić do
białej gorączki. A teraz siedziała naprzeciw mnie, podziwiając widoki ze
szczytu diabelskiego młynu.
- Nie jesteś zła za to wszystko? – zapytałem wreszcie, ale tylko pokręciła głową, nawet na mnie nie spoglądając.
-
Ani trochę. Wiem co chcieliście osiągnąć, Rich, ale musisz wiedzieć, że
nie da się mnie złamać tak łatwo. Przyznaj, Ross wysłał cię do mnie,
żeby wreszcie ktoś zalazł mi za skórę i żebym wreszcie zdecydowała się
zostawić go w spokoju – przytaknąłem.
- Dlaczego tak właściwie się do niego przyczepiłaś? – zagadnąłem, a Lisa wzruszyła ramionami.
-
Maia jest dla mnie jak siostra, ale za bardzo go kocha, żeby chociaż
pomyśleć o zemście. Zdecydowałam się zrobić to za nią i nie pozwolić mu
związać się z Marano– mruknęła.
- Nie masz własnego życia? – rzuciłem kąśliwie, aż wreszcie na mnie spojrzała.
-
Zawsze jej zazdrościłam, wiesz? Tego jaka jest z nim szczęśliwa, ale po
pewnym czasie zaczęłam cieszyć się jej szczęściem. A przynajmniej się
starałam, ale mnie nigdy nie spotkało coś podobnego, dlatego go tak nie
lubiłam. Bo wybrał ją, mimo że poznał mnie tylko kilka godzin później
niż Maię. A potem zburzył swój idealny obraz, kończąc ten związek dla
koleżanki z planu. Widzę, że mają się ku sobie, ale możesz mu przekazać,
że nie spocznę, póki Laura nie dojdzie do wniosku, że ten związek nie
miałby przyszłości – zakończyła swój monolog, akurat kiedy młyn się
zatrzymał. Szybko więc podniosła torebkę i wysiadła, zostawiając mnie
samego.
~~~~~~
Hej, hej, hej! Tak dawno tutaj nic nie dodałam, ale mam tyle sprawdzianów, kartkówek i wgl... jakaś masakra :( ale już dodałam więc radujmy się wszyscy ^^ Next nie mam pojęcia kiedy będzie :/
Miśkaa^.^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz